BREDNIE ARASZA74 (pe)PEGI 42

arasz74 napisał:...i nie można tracić dobrego czasu, który nam został.

-
Krótkie, ale treściwe i nawet całkiem szczere. I nikt tego raczej nie kupi, bo każdy ma swój własny grajdołek i coś tam znowu kompiluje, aż się porzyga. I zawsze z samego zachwytu. :]
*
Btw. Araszkiewicz, ale to nie ma tak, że za życia już coś nas boli (teściowa to jeszcze nie jest jakaś choroba przewlekła).
I wszystko to da się skutecznie leczyć mocną chemią w jednej pigułce, a stosowanej raz dziennie. Teściowej doustnie, albo jako konglomerat... :]

Wombat, jakie to ma znaczenie ile przebiegu ma pojazd skoro i tak nie alej jak w przyszłym sezonie wymienisz mu bebechy :P

Druidzie, to nie głos rozsądku, to już życiowe doświadczenie. Tak mam, że jak mnie gniecie i nie mam ruchu w bok, to to akceptuję i próbuję jak najlepiej z tym żyć. Tzn. ciężka choroba i śmierć bliskiej mi osoby nie nastraja mnie smutkiem, wiem, że akurat na to nie mam żadnego wpływu i jedyne co mogę zrobić, to przeżyć z nią to co nam zostało jak najlepiej. I tyle. Przerobiłem to i na swojej mamie i na teściowej, a nauczyłem się od chrzestnego, był zajebistym gościem, ale już go nie ma, a ja po nim nie płakałem i nie płaczę, bo dawał nam tylko powody do radości - niezależnie w jak ciężkiej sam był sytuacji. Bardzo wiele osób nie rozumie i nie akceptuje mojego podejścia...
*
Wombat, oba fajne, ale żółty... wypas :-)))
*
Misiu, trudno... Pewnie masz rację, mało kto takie podejście pochwala. Ale co mam zrobić, skoro lekarze informują mnie, że mam coś, co mnie pewnie w końcu zabije, ale nic nie można zrobić, tylko czekać i obserwować, czy ruszy. A jak ruszy (jeśli i kiedy), to co? Mam już teraz lamentować i przestać normalnie żyć, czy żyć ile się da? Wybieram drugą opcję :-)))

Nie sposób Araszu odmówić Ci racji... tak sobie już kiedyś pomyślałem, że tym żalem, to najbardziej użalamy się nad sobą... i w sumie to egoizm w czystej postaci. Do tego ten pochówek w chrześcijańskim obrządku jest mocno depresyjny i niespecjalnie spersonalizowany... Taki mamy klimat...
+++
Co nas nie zabije, to nas wzmocni... też trzymam z drugą opcją... ;)))

paci napisał:

Krupek napisał:
Paci bawiłeś się Plasti Lakiem albo Dipem?

Nie,gumy to do czego innego używam:D

Musisz żyć dalej, bo tak to działa. Ochłonąć nieco trzeba po każdych kolejnych przejściach, a potem...
*
*
*
...

arasz74 napisał:
Wybieram drugą opcję :-)))

*
W tym kontekście tego się trzymaj. Z całą mocą. :]

Staram się jak mogę :-)
A jak spotykam się z kimś ciężko chorym, to nie beczę od wejścia jaki to on biedny i chory, tylko traktuję normalnie i z humorem. Nie przychodzę spotkać się z jego chorobą, tylko z nim, chcę z tą osobą normalnie pogadać, nie ma po co roztrząsać tego, o czym wszyscy wiemy - że jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Spotykamy się, żeby mu pomóc i wesprzeć, pokazać, że choroba nie wykluczyła go z normalnego życia, z naszego życia - jeszcze zdrowych.
Mam teraz takiego gościa w rodzinie u przyjaciół, jest bardzo ciężko chory, co chwila z kolejnymi powikłaniami. Ale myśli tylko o jednym, chce jechać za chwilę na Mazury na wakacje (jak co roku) i nic go nie powstrzyma. Rodzina nawet nie próbuje, bo po co. Po co ma zejść w szpitalu, jak może w swoim ukochanym miejscu? Co z tego, że bez opieki lekarskiej...? A w czym oni mogą mu pomóc? Już nie mogą, więc czym się przejmować? Gość chce robić do końca to, co kocha... i to zrobi. I ma rację :-) Pojedzie na Mazury i zdechnie w krzakach albo na pomoście na rybach - bo tak wybrał, ale nie w zarzyganym i zaszczanym szpitalnym łóżku.

Takie też podejście miał mój przyjaciel... Zero rozmów o chorobie. To dzięki niemu wsiadłem na skuter - był niespełnionym pasjonatem motocykli. W zeszłym roku na wiosnę, gdy wydawało się, że już się nie podniesie, zmienili mu jakąś truciznę, a on w ciągu tygodnia wstał... i pierwsze co zrobił - kupił sobie motocykl - choppera Yamaha Virago 540ccm... wyposażył go w te cekiniaste torby, sakwy... i ... pojechał. W ciągu następnych czterech miesięcy zrobił kilka tysięcy kilometrów... Odwiedził mnie na Mazurach, gdzie odbyliśmy jedyną, prawie 70km wspólną wycieczkę. Był szczęśliwy.
Tak, do końca trzeba próbować realizować swoje marzenia...
Wszystko co mamy jest tylko specyficzną formą dzierżawy, choćby nazywano to własnością, nic nie da się zabrać ze sobą...
I tyle naszego... ile z tego skorzystamy... z radością... a praw fizyki i tak nie zmienimy... Dzięki raz jeszcze Araszu...

Tylko tyle, a może aż tyle.
-
http://www.imaginarium.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=214:czym-jest-czas&catid=45:po-pierwsze&Itemid=53

Bardzo ciekawy artykuł... thx Misiu Skośnooki...

Fakt, a anegdota bardzo zabawna. Finał dokładnie taki, czas to nasz wybór :-)
*
Druidzie, przyjaciela miałeś mocarnego. Jak Cię dopadnie nostalgia, przeleć się Waszą trasą i wypij za niego piwko. Tylko dobre wspomnienia, reszta już nieistotna :-)
A jak będziesz chciał ^wam obu^ zrobić przyjemność, to kup chopperka i w drogę :-)))

No i już bym ruszył dzisiaj na Mazury... ale przytomnie złapała mnie małżonka i zapytała czy jestem normalny, żeby będąc mocno przeziębionym wybierać się w jakieś dłuższe trasy... Tym razem ustąpiłem... W końcu to był głos rozsądku... ;)))
+++
No właśnie... chopperek... musiałbym niestety to prawko robić... a niespecjalnie mi się chce... no chyba, że tego Hyosunga 125 ;)))
Chętnie bym się nim przejechał na próbę...

Też mnie kusi... :-)

No to może, jak obgonisz z robotą, to odwiedzimy dilera? ;)))

Z przyjemnością, ale - jak pisałem - wolny mam dopiero ostatni tydzień lipca, teraz jeszcze tydzień rzeźni i urlop. Jak nic nie spartolę, to 3 tygodnie.
Mnie u nich kręcą dwa modele: GT i GV. Oba w wersji nierozsądnej, ale najpierw by trzeba zacząć od 125 i sprawdzić, czy to ma sens. Jeśli by miało, to prawko A do zrobienia i lu :-)))
Ceny mają przystępne, więc na to szaleństwo mnie stać... jeszcze :-)
Rozumiem, że handluje tym Romet, prawda?

OK... oczywiście... ja będę na Mazurach w drugiej połowie lipca...
+++
Wygląda na to, że handlują tym dilerzy, którzy pracują dla Rometu, ale czy Romet jest importerem, to nie wiem... ;)))
Mnie na to szaleństwo nie stać, ale któż wie co przyniesie przyszłość...

arasz74 napisał:

Mnie u nich kręcą dwa modele: GT i GV. Oba w wersji nierozsądnej, ale najpierw by trzeba zacząć od 125 i sprawdzić, czy to ma sens. Jeśli by miało, to prawko A do zrobienia i lu :-)))

Najbliższy temu co jest na egzaminie ( http://www.word.waw.pl/index.php?id=160&lng=pl&s=160,75,43 ) jest model GT. Jeśli nauczysz się robić plac na GT, poradzisz sobie. Takie jest moje zdanie. Mówię o tym dlatego, że zrobienie placu to najtrudniejszy element egzaminu (patrząc po statystykach) a konkretnie slalom wolny. Swoją drogą jest teraz do wyboru albo Gladius albo MT-07. Ciekawe jak się prowadzi ta Yamaszka :)

Piszę, że mnie stać w tym sensie, że gdyby mi się spodobało zmieniać bieg co kilka sekund, to bym się pozbył skutera i zostawił GT 125, a po kilku sezonach i zrobieniu A zamienił na 650. Nie mogę mieć i skuta i moto, bo co ja z tym zrobię w Wawie...? GV mnie kręci, ale nadal potrzebuję dwukółki na codzienne dojazdy do pracy. GT jest jddnak do codziennej jazdy w mieście bardziej użyteczny niż zwalisty chopperek. Ale co poradzę, że mam jęzor na wierzchu i ślina mi kapie, jak widzę GV650 Progress... jak małolat do rozkładówki w Playboyu :-)

Rozumiem, ale dla mnie GV nie zastąpiłby skutera, bo ten po mieście jest bezkonkurencyjny... raczej chciałbym go mieć na wyprawy za miasto... Tylko właśnie nie wiem, czy potrzebuję 650... Dlatego, chętnie bym się przejechał 125... i wszystko byłoby jasne... ;)))