i vice versa
grunt, że młodzi duchem
My, Wy, Oni, kto to… ^pomni^ za kolejnych lat dwadzieścia? My, my sami, z sentymentu za latami… nieco minionymi. Latami naszej młodości.
Jak tylko nauczyłem się bez podpór śmigać na rowerze, to za gnoja w wakacje (spędzane częściowo z babcią, a częściowo z mamą na letnisku w Urlach) całymi godzinami człowiek ganiał na rowerku z resztą zgrai po całej wsi. Jedyne dwa zakazy: nie jeździć za tory i samemu nad rzekę. I to było na 100% przed komunią, bo na komunię dostałem rower składak typu Pelikan - wypas, miał lampki, dynamo, bagażnik… klucze pod siodełkiem. Czyli jeszcze przed komunią nikt ze starych nas na wakacjach nie pilnował, a czasy Pelikana, to już pełna wolność nawet w Warszawie.
Wiem, inne czasy, ale mam wrażenie, że dzieciaki jednak sporo tracą. I rośnie to wszytko potem jakieś takie bezradne, nicniewiedzące, “nicnieumiące”… Przykre.
Się tam przejmujesz. A niech se radzą, jak same umiom. Najwyżej będzie kiedyś akcja, tak jak z robocikiem… Wall-e * Roweryk ^Ukraina^, rama na małych jajkach, skórzane siodło na chromowanych sprężynach… made in CCCP. I ksywa od własnych babulinek… ^najduchu ty^. Mały gnój zatem.
* Wigry 3 (eee tam, to rower dla dziewczyn był), Jubilatem jednak nie pogardziłem (wstydu na ulicy nie było). Się pedałowało, aż podkoszulek sam od potu zamókł i sam se wysechł. Łańcuch czyszczony był starą szmatą, a smarowany… Hipolem, bo gęsty był. I był czasem ^na chacie^. Ha, taka to (kolejna) historia.
Ha! Jubilata dostałam na komuniję , duuuże koła miał nie to co te wigry 3 - phi Do tej pory na chodzie, a niby antyk
za cholerę nie mogę wkleić posta…
Ostatnio moje starsze dziecię (dwuleworęczne), nie wiem… chyba postanowiło mi komplement jakiś sieknąć, czy sam się chciał pochwalić… wszystko jedno, nie ważne. W każdym razie opowiedział taką historię: zauważył w garażu pod domem, że ma flaka (to już jest sukces!). Postanowił - jak to powiedział - “przyaraszyć” (czyli być jak arasz) i dać sobie radę ze zmianą koła samemu. Koło się tak łatwo nie poddało, więc był spacer na stację po wd40, dzień zwłoki i po walce wielki sukces - udało się. Sam zdjął koło i założył zapasowe…
Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać… głupią minę zrobiłem, po pleckach poklepałem, no bo co…?
I oczywiście zabrakło weny, żeby pojechać do wulkanizacji i naprawić uszkodzone, a że uszkodzony zwyklak na stali, a zapas na 25 letnim alusie (i tyleż guma sparciała), to kogo to i komu przeszkadza… Hajda na Wiedeń! QjaP*** Nie mam do tego zdrowia…
Przyjechali na wieś. Żeby sobie drewna do kominka nazbierali. OK, tu masz wózek, maczetę, las jest tam - szerokości! …nazbierali. Tylko przez cały dzień jakoś się nie udało pociąć i zapakować, więc odjechali bez.
Dziwne… to w lesie nie ma takich paczkowanch, jak w sklepie…? Nie do wiary…
Nie będę tego komentowała - do publikowania się nie nadaje, zresztą moje zdanie już znasz.
Znam, znam…
Zastanawia mnie tylko, czy to akurat ten mój model tak ma, czy tendencja jest bardziej ogólna. Mam wrażenie, że nie wszystko można zwalić na nierozpoznany za młodu lekki autyzm, bo znam przypadek, gdzie w domu z trójką nastolatkòw (w tym jeden już w sumie starszy model - studia) nie ma kto z psem na spacer wychodzić i pies im chałupę demoluje. Są skłonni do psa sprowadzić behawiorystę, ale nie je***nąć się czymś ciężkim w łeb i psa wybiegać choć raz dziennie…
Karmij, dogadzaj, lep tę… młodą ^glinę^ jak sam możesz. I wypalaj… ^toto^ w ogniu swojej walki o lepszy dzień jutrzejszy. Jest jeszcze szansa. My som za Tobom. Hurmem.
Niepoprawny optymista Za późno na lepienie.
*
Z moich obserwacji wynika, że dwuleworęczność wśród młodego pokolenia się rozprzestrzenia, aczkolwiek nie chcę uogólniać.
*
Się wypuściłam do apteki skutem, a tu jak nie lunie…
Bea, jakaś kara za dobre uczynki musi być
Taa, a ^zło dobrem zwyciężaj^
Piątek, piąteczek, piątunio… był. W mordeczkę, sobie przypomniałem do czego służą dwukółki…
Wyrwałem “skoro świt” z roboty (15:30) do staruszków po przyczepę. Przejazd z Mordoru do Sulejówka (28 km) zajął mi 1,5 godziny (15:00-16:30), gdyż po drodze w Dolince Służewieckiej dwa tiry trochę podskrobały puszki, a kolejna ciężarówka utknęła na środkowym pasie podjazdu na wiadukt na Płowieckiej… Wylotówka, piątek… czyli kiszka. Ale potem miało być z góry. Z Sulejówka z przyczepą ruszyłem o 17:02, a “lotnisko” w Góraszce udało się minąć o 18:09. To 11,5 km w nieco ponad godzinę Do siebie na wieś (116 km) dobrnąłem na 20:00… Prawie 150 km w około 5 godzin. Średnia taka raczej rowerowa… albo 50ccm
No nieźle. Ja z kolei w sobotę rano tonęłam po nocnych ulewach w drodze do Międzylesia.
Teraz to już nie lotnisko, a CH ^Kolorowe życie^ co za nazwa, swoją drogą, jak tam prace budowlane ? - dawno tamtędy nie jechałam…
Ehhh, szkoda, swojego czasu były tam organizowane Międzynarodowe Pikniki Lotnicze, a teraz powstaje… kolejny moloch
Prace budowlane ograniczają się do cięcia trawnika i rozciągania kolejnych części nawadniania roślinek na placu. Stoimy i czekamy na materiały, miały być koniec maja-początek czerwca. Może dotrą. Z nudów składam piaskownicę dla dzieciaków i pomalowałem huśtawko-zjeżdżalnię
To oczywiście nie do końca prawda, ale trochę się opierdzielam, bo ciągle coś i żadnego w pełni wolnego weekendu nie było. W sobotę udało mi się zakupić trochę zapraw i tak naprawdę mam co robić, ale nie mam kiedy… za mało czasu “ciągiem”, żeby na poważnie do czegoś się zabrać, więc bawię się pierdołami różnymi. Będzie możliwość, materiały do różnych innych atrakcji (poza murowaniem ścian) są, więc ruszę niebawem. Ale jeszcze nie w przyszłym tygodniu, bo znów wolna tylko niedziela…
*
Jadąc w piątek miałem chytry plan, że wyciągnę Cię na kawę po drodze, ale mi przeszło po tych korkach i nawet znaku nie dałem, że przekraczam “Rubikon” Zmęczyła mnie tym razem podróż.
Miałam na myśli budowę CH w Góraszce, ale i tak większe zainteresowanie wzbudzają Twoje potyczki budowlano-ogrodniczo-leśnicze, więc nie ma tego złego…
*
Ekhm… się zakrztusiłam… kawą, dzięki bogom za korki;)
Eeejjjj… nie przesadzaj
*
Nie wiem, nic nie widziałem zza nasypów i rozpierduchy ba budowie ekspresówki. Nawet nie wiedziałem, że tam mają coś budować w miejscu lotniska. Ale trawę jeszcze widać, więc chyba nic nie ruszyło
Nic osobistego, przecież wiesz, że … z pewną taką nieśmiałością podchodzę do relacji międzyludzkich (zwłaszcza face to face)
Sami, kurna chata, nieśmiali… kto by pomyślał