Sorki Wombat, że nie tu, ale to Leśny mnie szturchnął…
Projekt prawie skończony, tylko poczekam na cieplej, żeby móc sprawdzić zasięg. W teorii 25 km, w praktyce - mam nadzieję, ze na 12 km wystarczy (no nie przy maksie - 26km/h, ale przy minimalnej prędkości - 16km/h), czyli do roboty dojadę, se odepnę aku, se naładuję i se pokulam po robocie do domu, tam se znów odepnę, se naładuję i tak do… zgonu aku
https://drive.google.com/open?id=1G3q7hoUc2WJ7OwrcvvxvEGM3cnP1Smd0
Zdrówka życzę
a co cie naszło na taki wynalazek?
Hmmm… zdrowie, Panie, zdrowie. Siedzenie na dupie przez 12h dziennie przed kompem. Przez chwilę nawet rower nie był za dobrym pomysłem, ale już ten sezon przekulałem na swojej niemęsko-wiśniowej strzale z błękitnymi frotkami na ośkach. To jeden z powodów definitywnego wypchnięcia moto (kolejny sprzęt do siedzenia na dupie). Inna sprawa, że po wzmocnieniu skuta zacząłem tak zapierdzielać między samochodami, że sam się wystraszyłem i postanowiłem - skoro nie umiem sobie sam ograniczyć odkręcenia manetki - całkiem zrezygnować z zabawy.
Jako że “wątła” kondycja fizyczna (wielka i ciężka dupa, brak ruchu, zapominanie o nawodnieniu) nie pozwoliła na korzystanie z roweru w celu poprawienia “wątlizny”, no to przyszedł pomysł - hulajnoga. Tylko, kurka, daleko… No to elektryk… Ale jak się ma 100 kg żywca na pokładzie, to strach na byle małe coś wsiadać, się te kółka pourywają, podest zegnie i zęby stracę na pierwszej płycie chodnikowej.
No więc hulajnoga z dużymi kołami… Upolowałem na OLXsie złoma za 150,- pln z 26 calowymi kołami jak w góralu. No i jakoś poszło. Została sama rama. Jeszcze trochę zabawy będzie (podest do zmiany, hamulce do poprawienia po zamontowaniu koła z silnikiem). Silniczek z Chin niestety długo zamawiałem, bo skubani na wiosnę (początek sezonu) dowalili cenę podwójną (w Wawie z ogłoszenia za 2K był… prawie się skusiłem, ale ćwiczę też cierpliwość, więc OMMMMM…), ale że mi zapierdziel z łopatą na mojej budowie kondycję od wiosny poprawił, to wsiadłem na rower i doczekałem do jesiennych przecen - za 250 usd sprzedawali, z dostawą free… ale pieszą. 55 dni szło
DZIAŁA! Ciekawe jak długo
No popa, cfaniak, ale jaki… yntelygentny. Tak trzymaj dalej… swoją nową… Kierowniczkę. My są za Tobom, a co tam. ;+0
Za to “na pohybel”, to nawet bym wypił - dzięki
A z moją “ekologią” masz rację, wszystko na węgiel, traci to sens. Tyle, że elektryczna hulajnoga nie miała być pomysłem na ekologię, tylko na oszczędzanie czasu w naszym klimacie (jak wcześniej skuter). Daje szansę ominięcia mordorowatych korków i publicznej komunikacji przy pogodzie przejściowej (już pizga, więc kurtka, czapka, rękawice), a jeszcze śniegu nie ma. Na codzienny rower do pracy już za grubo ubrany, ale jeszcze można MZK (ZTM) ominąć szerokim łukiem… przez jakiś czas. Zobaczymy, czy zadziała, jak zadziała, jak długo podziała i czy to nie ślepa uliczka. Wygląda w sumie fajnie, więc zawsze mogę sprzedać komuś jako zabawkę - skoro nie będzie się nadawała na pojazd użytkowy. Na podjechanie do Hali Gwardii na niepasteryzowane+warzywnego jak znalazł, tylko że ja jestem mocno padlinozerny i wolę zwykłego, chamskiego pilsa
Aleś mnie tym KRAZem zaimponował, Chinolu… Niech MOC będzie z Tobą, bo dym i hałas już są :-)))
Nie, nie pomyliłem KRA3a z KAMA3em. We wojsku się do kabinki wdrapywałem, no CZAD!
Zulu, zdrowy nam rośnij. Powodzenia z elektryczną hulajnogą. Każdy chodnik jest już Twój. Ścieżek rowerowych unikaj. Chodnikiem popylaj, tak jak każdy pieszy. Takie prawo mamy obecnie. Nawet mnie tym zainteresowałeś, tyż takom kcem. * Wyprzedziłeś ten temat u nas o dobre… 20 lat. W Amsterdamie nic jeszcze o tym temacie nie wiedzą. Rowerami nadal tam popylają. I palą, palą… palą. A niech se palą. I rowerami nadal popylają. * PS. Podpiwniczenie ocieplij po zewnętrznej styrodurem lub styrem podłogowym, lepionym na abizol st., chyba, że masz projekt chatki na trzy schodki bez podpiwniczenia. Wtenczas ocieplasz same fundamenty. Jaką masz koncepcyję zabudowy swojej nowej budowli cementem lepionej? Jam ciekawym jest z natury swojej.
Dzięki, ale z tym rośnięciem, to już nie przesadzaj, bo się przestanę do autobusu mieścić
Chciałem mieć coś, co poleci chodnikiem na legalu i będą mi mogli naskoczyć… tylko przecwaniłem (zakaz jazdy ścieżką) Ale to jest na tyle duże i szybkie, że mało kto się zorientuje, że to nie rower. Hulajnogami zresztą śmiga taka ilość ludzi (tymi małymi elektrykami z wypożyczalni i nie tylko), że ło… szarańcza. Głównie chodziło o to, żeby cyklistom ruchu nie tamować. I to się jeszcze może udać. Został mi ewentualnie do zmiany podest i zamocowanie do niego tylnego błotnika (żeby nie telepał na wybojach). Hamulce zrobione - maszyna śmiga.
*
DOM - tu idzie znacznie wolniej i na zmianę - raz ja dam D… a za innym razem łapię architekta na podaniu otworu na tacy. Taka karma, uczę się - co generuje znacznie więcej roboty niż zwykle. Na szczęście nie kosztów, bo robię sam.
Zapis wydarzeń masz tu: https://drive.google.com/open?id=0B3JPg0VGCoDOWXRuaU5ZenItV00
Projekt jest dość prosty i nieduży, parter murowany niepodpiwniczony, góra całkowicie drewniana (strop nad parterem, szczyty i ściany kolankowe). Domek jest niepodpiwniczony (piwniczka gruntowa stanie oddzielnie na placu, w innej części), ale i tak fundament (bloczki betonowe murowane w poprzek - 38 cm grubości) będzie z zewnątrz izolowany 10cm XPSem (planowałem przykleić na klej w piance - robiłem już próby na ścianie zasypanej w fundamencie ogrodu i facjatki - trzyma dobrze) i obłożony folią kubełkową przed zasypaniem. Pod wylewkami podłogowymi parteru dodatkowe 12cm styropianu (to co widać na zdjęciach, to płyta fundamentowa, na niej będzie styropian i dopiero wylewki podłóg). Ściany parteru murowane grube jednowarstwowe (https://wienerberger.pl/produkty/porotherm-44-t-dryfix?wb_condition=false). Z zewnątrz chcę go docelowo obłożyć sztucznym kamieniem (http://www.nowaerakamienia.pl/produkty/wiejski/wiejski-3-621.html). Staruszki mają tym w części oblepiony dom, po pomalowaniu “lakierem do betonu” ponad 20 lat temu - nadal nic mu nie jest (http://www.e-budimer24.pl/pl/p/LITORIN-I-i-LITORIN-II-Utwardzacz-do-betonu-utwardza%2C-zabezpiecza-i-pozbawia-pylenia/76). Nie zmienia barwy, nie chłonie wody, nie pęka, nie odpada, odrobinę lepiej dociepla ścianę niż zwykły tynk. No i umiem to układać, bo już miałem przyjemność
Góra jest zaprojektowana drewniana. W projekcie mam tradycyjne drewniane stropy i więźbę, ale dopuszczone też inne rozwiązania (prefabrykaty) i tu dla odmiany ja się biję z myślami. Do wyboru: zgodnie z projektem tradycyjnie belki i krokwie drewniane, albo więźba prefabrykowana z drewna, lub więźba, stropy i ściany z belek prefabrykowanych typu I-Beam (https://www.swisskrono.pl/mdb/Belki-dwuteowe/Produkt) lub Steico (https://www.steico.com/pl/produkty/belki-dwuteowe/). Był jeszcze pomysł na górę całą z H-Blocka (http://www.solcraft.pl/rodzaje-h-block), ale koszt poraża. Sama góra to około 150-200K bez robocizny. Przesada… wystarczą mi już drogie ściany parteru Na razie wygrywa więźba prefabrykowana, bo: zrobią, przyjadą, postawią, a ja to już sobie sam czymś obiję
Zabawa z belkami prefabrykowanymi fajna, ale bym to musiał sam dziergać na placu. Tradycyjnej sam się nie podejmuję, za cholerę sam tego prosto nie poskładam.
No i nie zdecydowałem co z ociepleniem góry i stropów. W projekcie wełna, ale kusiła pianka PUR, a teraz mi sieczkę w głowie robi ISOBOOSTER (http://www.isobooster.pl/?gclid=Cj0KCQiAxZPgBRCmARIsAOrTHSZ5ds6R10oBYEAR6hcg46OrOASbpU8TKqAwW-t5k1FWURjTDFSvL44aAtVvEALw_wcB).
Tak to wygląda z grubsza jako projekt.
Robotę zaczęliśmy z poślizgiem, miało ruszyć na wiosnę 2017, ale młodsze dziecko kończyło swoją budowę i wyczyściło nas z zachomikowanej kasy (dorzuciliśmy na finisz). Więc ruszyło dopiero w lipcu 2017 (wykopy), wakacje w spędziłem na skręcaniu zbrojenia ław (tak, tak, świstak sam zawijał - łącznie z robieniem strzemion) i po zalaniu betonem z murowaniem ruszyłem pod koniec sierpnia - zostały tylko weekendy, co poradzić. Walczyłem do 11 listopada (ostatnie murowania przed zimą), potem to obłożyłem od góry styropianem, folią i zasypałem. Przetrwało bez strat, ale na wiosnę znów coś się działo i dokończenie murowania startowało w weekend majowy 2018. Do wakacji odkopywałem fundament od środka, izolowałem (grunt + 2abizol ST) i zasypywałem ubijając (ręcznie) warstwa po warstwie… Dopiero pod koniec tych robót trafiłem w necie na metodę pokazaną przez starego inżyniera - “szlamowanie”… no to ją testuję na ogrodzie zimowym i zewnętrznej facjatce W wakacje zasypywałem + przeciągnąłem sobie zasilanie w wodę i wyprowadziłem odpływy za fundament (szamba są gotowe, czekają już 3 rok). Niestety, urlopu nie starczyło i cała reszta znów była dziergana tylko w weekendy. Postawiłem szalunek płyty, zazbroiłem trochę, zalałem (krzywo - ostatni narożnik się spierdzielił, resztka betonu z gruchy była bardzo wodnista…) i stygło. Całą jesień latałem dookoła budynku, odkopywałem fundament, murowałem wyoblenie przy ławie i izolowałem (znów grunt+2Abizol ST), żeby zabezpieczyć przed zimą. No i na takim etapie to zostało.
PLANY: w lutym kupić materiały na ściany i zeskładować na płycie, wczesną wiosną wyrównać brzeg płyty pod murowanie (to gówno musi mieć idealnie prosty start, bo nie ma potem czym wyrównać - brak spoin), zrobić izolację pod ściany i - pewnie w wakacje - ruszyć ze ścianami. Nie wiem jak to będzie szło, ale mam nadzieję, że szybko (brak mieszania zaprawy). Może się uda skończyć wieńcem nad parterem, a może nie i trzeba będzie zawijać ściany folią na zimę. Jak zostanie czasu i będzie jeszcze jakaś kasa, to do zimy ewentualnie docieplę fundament i zasypię. Taki plan na 2019. Zimą 2020 muszę zamówić więźbę - z czego by ona nie była - żeby w wakacje zadaszyć budkę No i zostają zewnętrzne roboty dodatkowe: zalanie płyty facjatki i ogrodu zimowego, zbrojenie i zalewanie słupów i podciągów stodoło-garażu, schody wejściowe… takie tam różne.
A potem zacznie się zabawa w środku… co też potrwa.
*
Jeśli masz jakieś przemyślenia, pomysły, wiedzę i chęć podzielenia się - zapraszam.
Szukanie samemu po necie i eksperymentowanie “na oślep” trwa + zżera sporo energii.
Łoo, panie, gruuubo. Toż to jest materiał na bloga lub vloga. Powaga. Bez jakiej porcji… soku z gumijagód się nawet nie biorę za rozkminę tego projektu. Mowy nie ma! Także, przynajmniej do soboty masz mnie z głowy, he, he. Potem zobaczymy. ;*) A tymczasem, np… http://kasia-tomek.mojabudowa.pl/?page=15
Racja, bez soku z gumijagód się nie obejdzie… mam tak samo przy tej zabawie
Kasia i Tomek… brzmi zacnie… wróć, znajomo! Dzięki, poczytam. Co prawda oni robili szkieleciaka, ale może mi posłuży do budowy poddasza. Każda pomoc mile widziana. Najgorsze w tym wszystkim, że nie bardzo jest skąd czerpać sensowną wiedzę (przekopuję neta). Wybrałem sobie świadomie młodszego architekta (z dwóch dostępnych lokalsów na mojej wsi), żeby móc z nim pogadać o nowocześniejszych materiałach i konstrukcjach - patrzył na mnie jak na wariata… Kierownika budowy w zasadzie nie mam po co i o co pytać, bo wie mniej niż ja (o ile to możliwe) i z reguły, jak coś robię, to muszę mu na planie palcem pokazać, że tak ma być, bo on nie miał o tym pojęcia (sic!). Zaczęło się od zbrojenia (nie zwrócił uwagi na specyficzne wzmocnienia pod strzemionami wrysowane przez architekta i był zdziwiony, jak zobaczył belki przygotowane do zalania), potem zapytał, dlaczego nie zalaliśmy całego wykopu betonem zamiast murować z bloczków (bo projekt taki…? bo jak to potem ocieplić…?). Za każdym razem pyta i jest mocno zdziwiony, że wszystko jest robione zgodnie z projektem (do tej pory odstępstw brak… no może malutkie: większe stopy pod kominy, więcej izolacji przeciwwilgociowej i lepszej jakości). Ale już czuję, że dalej też będą jaja, bo na moją uwagę, że mam dość mocną konstrukcję dachu (krokwie rozstawione co 75 cm, fajnie), pan kier.bud. powiedział, że w takim razie on chce, żeby kotwy murłaty były rozstawione co metr… Tylko że w moim projekcie murłata nie leży na wieńcu… więc ten… no. I tak dalej. Wesoło
A wracając do hulajnogi, to pomysł wziął się stąd:
http://mega-hulajnoga.pl/
a skleił z tym:
https://www.youtube.com/watch?v=UYkkdxrlf6A
Aaa, i jak to wszystko pogodzić? Hmm?
Brawo Chinolu, odkopałeś jedną ze swoich starych twarzy.
No cóż… będziemy sobie żyć jak Rysio z Rysią, czy też jak Misio z Misią. Jak pies z kotem po prostu
*
Przesadziłeś z gumijagodami…?
rysie misie i misie rysie zara wylecom na pysie za robienie zamieszania…
Wystarczy zmiana koszulki?
*
Eee… no tak, to nie rób. To była tożsamość Chinola, to ja się dla jak podczepiłem. OK, znikam. Buźka!
Koszulka zmieniona. Lepiej?
lepiej… nie wnikać.
No wiesz…
*
Liczyłem na jakąś sensowną wymianę ze Spiderem na temat, ale coś chyba naprawdę przesadził z jagódkami w weekend i mu piórko obumarło. No cóż, sam dalej będę rozgrzebywał net w poszukiwaniu prawdy objawionej, skoro jeden z proroków (fałszywych?) umywa ręce
*
Wombat, nie opowiesz o swojej przygodzie? Nic a nic…?
No i gdzie cię poniosło z tego pięknego uzdrowiska podwarszawskiego?
Dwie ulice dalej zasadniczo z Niedźwiadka na Gołąbki.
Przygoda jak przygoda. Jechał se ja Trasą Łazienkowską w stronę Pomnika Lotnika, buspasem - jak bozia kazała.
Zatrzymałem się na czerwonym przed rondem (fart) na tym buspasie i czekam na zielone.
W międzyczasie korkuje sie lewy do skrętu na lotnisko i w zasadzie “dokorkowywuje sie” środkowy bo tam też akurat głownie chętni do skrętu w lewo.
No i jeden tych mieczysławów na środkowym co nie chciał w lewo na lotnisko tylko prosto do Grójeckiej postanowił buspasem “objechać” klienta przed sobą. Wiec mi troche tego buspasa zabrał.
Nie zajechał mi, nie musiałem hamować, zostało mi z pół pasa wolnego przy prawej krawędzi jezdni.
ALE na tej części co mi została dziwnie wyglądał asfalt na odcinku 3-4m. Widziałem to wczesniej i chciałem omijać z lewej… no ale własnie z lewej mi na pas wkroczył ten klient.
No to jak wjechałem na to (jakiś rozjeżdżony olej czy coś…) no to jak lodowisko. A to jeszcze na łuku w lewo (rondo) a to jeszcze koleiny po autobusach (buspas). Przedni koło zostało na górce, tył zjechał w koleine i zasadniczo już byłem bokiem pochylony w lewo i ten bok sie tylko pogłebiał. Wiec jak sie plama skończył i opony “złapały” to już byłem bokiem. Zadziałało jak uderzenie w krawęznik - opony prawie staneły a góra jechała dalej :). Mnie wywaliło jak z katapulty, skuter docelowo poleciał na prawą strone a ja 2-3m dalej wylądowałem na asfalcie z lekką rolką na trasie tyłek, kolano. Łbem nie przywaliłem tylko na zad siadłem.
Ale jak już sie ślizgałem skutem i wiedziałem że już kompletnie nic z tego nie bedzie to spokojnie podniosłem nogi, wyłączyłem silnik killswitchem i czekałem na rozwój wydarzeń.
Zatrzymałem sie na prawym pasie tym co jedzie na lotnisko (ostatnim poprzecznym) skuter na środkowym.
Jakby nie to że dopiero co ruszyłem na zielonym i sie ledwo co napędziłem to by było gorzej - bo jakbym tym buspasem rozpedzony leciał i wpadł na zielone mając te 50-70 na budziku to energii bym miał tyle że nie skonczył bym 2m dalej na ulicy tylko poleciał juz poza krawędź jezdni - prosto w słupki i stojak rowerów miejskich. A tam to by była szatkownica.
Tu z prawego prosto leciałem
https://www.google.com/maps/@52.2165303,20.988426,3a,75y,279.57h,80.62t/data=!3m6!1e1!3m4!1sMnckUxwJWtdC6f44exhxCQ!2e0!7i13312!8i6656
Tu mniej więcej gdzie jest cień sygnalizatora było to olejowisko -dokładnie kapało z czegoś co sie zatrzymało przed linią. Do tego październikowa mżawka
Wróciłem skutem do domu “w pionie” nie kładąc go w żaden zakręt bo czułem jak go wozi. Dwa razy myłem opony aktywną pianą i wciąż nie skrzypiały mi na pododze parkingu poziemnego. Dopiero po wytarciu ich szmatą i benzyną ekstrakcyjną zaczęły “skrzypieć” na podłodze parkingu. Wiec syf po jakim przejechałem był niezłym gnojem.
straty:
w kufrze i klosz i zatrzask - w całości do wymiany
wiec dramatu nie ma
Nieźle… Takich atrakcji nie przewidzisz, a nawet jak dasz radę zauważyć, to na reakcję często jest za późno. Duże straty w zdrowiu i sprzęcie?
*
Eeee, to niedaleko, dalej jesteście kuracjuszami Mieszkacie - że tak powiem - “po królewsku”… no chyba, że Przejazdem wpadasz do Zielonej Gęsi
*
W weekend prawie mi się udało utopić samochód w błocie. Napadło mnie, żeby jeszcze skorzystać z okazji (i pogody, sic!) i z własnego lasu zabrać dla staruszków przygotowane wcześniej do wywiezienia drewno do kominka. Polazłem tam w kaloszach sprawdzić przejazd - wyglądał OK, twardo, bez wody. Się okazało to nieprawdą natychmiast po zjechaniu z asfaltu Walka trwała dość długo (już po wyczepieniu i wypchnięciu przyczepki), auto umorusane z dachem włącznie, ale się udało. Tym razem. Człowiek jednak głupi jest, przecież ledwo tam wjechałem latem jak była susza… Ech
*
O widzisz, załadowałeś zdjęcia. Dzięki.
W sumie super, drobiazgi, nic ważnego nie trzasło. Komp w kuferku…?