BREDNIE ARASZA74 (pe)PEGI 42

Druid napisał:

No to odważna kobita... albo szalona... ;)))

Co raz bardziej mnie to przeraża że kobity lubią zapier....ć:D

Zapier to jedno szkoda że przy tym mało myślą ostatnio mi się przytafiła taka sytuacja
Stoję pierwszy na światłach do skrętu w lewo z tyłu podjeżdża toyota i po chwili pakuje się na pas do jazdy w przeciwnym kierunku patrzę się i nie dowierzałem a w środku dwie pi*dy i ludzie mówią że to gnoję na skuterach nie znają przepisów

Wiedziałem, że bimberkiem wywołam Paciego do tablicy :-)
*
Moja pani też ma ciężką nóżkę w aucie.
I też mnie to stresuje, bo o ile poruszać się w mieście umie, to obawiam się braku wiedzy, umiejętności i odruchów w sytuacji krytycznej. Ale nie przetłumaczysz... zapierdziela i tyle...

Moja zapierdzielała, dopóki nie napotkała czystego lodu na czarnej asfaltowej nawierzchni... To było kilka lat temu pod Hutą... gigantyczny poślizg i lądowanie na torowisku tramwajowym... samochód skasowany... Od tego czasu jeździ o niebo ostrożniej... ;)))

Ja miałem tak samo jako małolat. 18 lat i auto rodziców.. Niepełny pierwszy rok posiadania prawa jazdy. Wracałem wieczorem od dziewczyny z Ursusa, zima, asfalt czarny, lekko posypał śnieżek. Przy zjeździe z jedynego wtedy wiaduktu w Al. Jerozolimskich w stronę Dworca Zachodniego TATRA wywrotka zmieniła pas i wjechała na lewy, którym sobie leciałem stówką na V. Lekko nacisnąłem hamulce (bo miałem do niej daleko) - kontrolki na czerwono i silnik zgasł, poślizg. Puściłem, zaskoczył, lekko bokiem na prawy. Kierowca z Tatry zobaczył w lusterku, że lecę bokiem i chciał pomóc - wrócił na prawy pas... drugi raz zajechał mi drogę. Znów hamulec, poślizg... mignęła mi latarnia na pasie zieleni na środku, no to pomysł, że następna daleko. Wleciałem na środek... błysk w mózgu małolata - stara mnie zabije (jej auto). Obróciłem się dookoła, śnieg opadł, stałem na pasie zaśnieżonej trawy. Nic nikomu się nie stało, auto nieuszkodzone - FART. Ale od tej pory jazda już ostrożniejsza, nigdy więcej gnania w zimie po wiaduktach, mostach, lodzie :-) A po śniegu jeździć uwielbiam. Ale moja nie miała takiego doświadczenia, więc się obawiam, że może nie mieć tyle szczęścia. Zawsze jak śnieg i ślisko, to oddaje mi auto. Niestety, nie zawsze jedziemy razem...

Bo to skądinąd prawda, że do życia to trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia... jak się go niema, to pierwsza taka przygoda może zabić...
Jeżdżę teraz co prawda dużo, dużo ostrożniej, ale i to mam wrażenie, że może nie wystarczyć, jak się trafi na drogowego debila, albo nawalonego czymś idiotę... :(((

Druid napisał:

Jeżdżę teraz co prawda dużo, dużo ostrożniej, ale i to mam wrażenie, że może nie wystarczyć
</blockquot
Jeździsz ostorożniej bo z wiekiem maleje chęć na wrażenia a rośnie chęć na czerpanie przyjemności z jazdy i spokój:)

No, tu to chyba po raz pierwszy się z Tobą w pełni zgodzę... ;)))
To się inaczej nazywa ^doświadczenie życiowe^... bezcenne... :)))

ty się zawsze ze mną zgadzasz tylko ze złośliwości tego nie piszesz:)

Ha, no to dzisiaj mam dzień dobroci dla Paciego... korzystaj... ;))))

Patrz Druid, Paci jak moja żona - zawsze ma rację :-)
Taki nasz forumowy Papież i jego dogmat :-)))
A może po prostu zgredy widzą, że już z górki, to chcą jechać wolniej. Wtedy nie tyle spokój i doświadczenie, co trzymanie się pazurami życia... co go resztka została, a żyć się chce, nie jest nam wszystko jedno.
Dobra, dobra... Droczę się tylko :-))) Oczywiście, że doświadczenie i siła spokoju.
Taki spokój, że się w piątek prawie w korku pod pickupa na Placu Zawiszy nie władowałem... wyszedł brak doświadczenia, prawie się otarliśmy (w sensie ja się prawie rozmazałem na jego masce wpieprzając mu się na chama bez sensu przed nos jak ruszał i gość mnie po prostu nie widział). Głupota nie ma wieku, niestety...
Taka drobna samokrytyka.

Zgredy tak mają na szczęści mnie to nie dopadło chociaż jak się wściekałem na quadzie czy krosie to na terenach zamkniętych.jak byłem młodszy to na ulicy jednak zgredoza mnie dopada:)

Też się tym nie chwaliłem, ale jeżdżąc w zeszłym roku B&W, zagapiłem się w korku na chwilę... Jak spojrzałem do przodu to zobaczyłem tylko wielką białą powierzchnię dostawczaka... Tak wcisnąłem przedni hamulec, że tył skutera uniósł się do góry na jakieś 30-40cm i lekko obrócił... Zatrzymałem się jakieś 30-40cm przed ^białą ścianą^...
Zapamiętałem tę lekcję... ;)))))

Ta, przy rozglądaniu się na boki w ruchu miejskim, częsta niespodzianka czeka właśnie przed nosem :-)

Też tak miałem wyjeżdżając ze sklepu kierowca ciągnika siodłowego mnie przepuścił zamiast patrzeć co jest przede mną to ja mu chciałem podziękować i obudziłem się z tyci tyci przed tylnym zderzakiem transportera przy hamowaniu aż mnie z siedzenia ściągnęło od tamtej pory troszeczkę bałem się jeździć bez prawka na yamaszce bo teraz się udało następnym razem mogę nie zahamować o czym przekonałem się jakiś czas później :D

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a grzeczność nas kiedyś zabije :-)))

Po prostu proletariacka czujność nie może nas opuszczać... choćby nie wiem co... ;)))

Rewolucyjna Druidzie, REWOLUCYJNA!
Oby nam nie osłabła :-)

A niechaj będzie i proletaryacka z rewolucyjnym zapałem... byle to wszystkie cholerstwo skutecznie omijać...
Chociaż... zapamiętałem taki wierszyk z kabaretu z lat niesłusznie minionych:
+++
Latania się ucząc, pewien gacek młody,
Radośnie omijał przeróżne przeszkody,
I gdy tak się cieszył, że je wciąż omija...
Wpadł na jedną z przeszkód - rozbił sobie ryja...

Bardzo ładny wierszyk... i jakże adekwatny :-)
Bardzo żałuję, że nie mam zamontowanego rejestratora na skuterze.
Dzisiejszy powrót z pracy był by lekcją poglądową dla niewierzących, co może i do czego służy skuter w Wawie.
Porównać to mogę tylko z moją zeszłopiątkową wyprawą o 17:00 do Ikei w Jankach :-)))
I ciesząc się od ucha do ucha wiem, że muszę jeszcze bardziej uważać, by nie rozbić sobie ryja.
A swoją drogą, może ktoś wie, co się dziś w Wawie stało, że się tak zesrało...?