Pan Murzyn napisał: Jak tam w paliwie był jakiś syf, to pewnie jest jeszcze w zbiorniku. To ile tego denaturaXu dolać na około 15 litrów?
> Denaturax i inne dobrodzieje pokroju STP, służą zazwyczaj wiązaniu wody z paliwa, więc im gorszej jakości paliwo zatankowałeś, tym więcej się daje takiego odwadniaczo-eksterminatora do danego zbiornika. Wszystko jest kwestią danej skali, a skoro życie różne zna przypadki... ;-)
Sorki Was za literówki, ale finalnie mi padł laptok, nowy dopiero w drodze, a paluchy mam za grube na te androidowe wymysły. Buteleczka STP podobno na 50-60 litrów, to będzie na kilka tankowań. Dzięki Kocie. A Denaturax, to po prostu handlowa nazwa denaturatu sprzedawanego w mniejszych ilościach, który jest konfekcjonowany już przez samych sprzedawców bezpośrednio w sklepie na wynos do wyrobów firmy Durex ;-)
Ogłaszam wszem i wobec, że Cieniasek odpalił i zdechł. Znowu go odpaliłem, poklekotał i zdechł. Tak kilka razy, klekot zamilkł i jak złapał temperatury nieco to chodził już stabilnie. Z dwójki ruszył dostojnie i rundka kontrolna. Wygląda na to, że nic mu nie jest (oprócz tego klepania na zimnym - gdzieś jakby przy głowicy, ale żeby zawory... sam nie wiem). Najgorsze jest to, że wyjazd mam około 9 rano więc korki :/
Czyli obeszło się bez pchania, korba wystarczyła :-) Dobre autko :-))) * Zakupiłeem o takie czerwone (do gaźnikowych nie było): http://www.amazon.com/STP-78573-Gas-Treatment-5-25/dp/B004NKUL7K i rano będę eksperymentował. Zobaczymy, czy na tym do pracy dojadę :-) * Łazienka u małolatów odpalona... czeka mnie tam jeszcze upojny weekend z inst.elektr., bo mocno psikusi. Tak, wiem, miałem nie robić... ale nie mogę na to patrzeć i udawać, że mnie nie rusza taki pierdzielnik. Nie umiem się powstrzymać od interwencji. Druidzie, ratuj. Jak to się robi...?
Tak, wiem, miałem nie robić... ale nie mogę na to patrzeć i udawać, że mnie nie rusza taki pierdzielnik. Nie umiem się powstrzymać od interwencji. Druidzie, ratuj. Jak to się robi...?
A przynajmniej nie przy dzieciach... +++ Wiesz Araszu co mnie wyprowadza z równowagi u młodych i kiedy wtedy pękam? Otóż jest to czarna niewdzięczność. Jeśli - tak jak Ty teraz - nazapierdzielam się "za darmo" i poświęcę masę własnego czasu, który zabieram innym bliskim, a potem młode zaczynają grymasić, albo w inny sposób wykażą się niewdzięcznością... to wtedy mi się ulewa i... lecę tekstem z tej piosenki... +++ A może Ty to po prostu lubisz? :)))
Wiesz Araszu co mnie wyprowadza z równowagi u młodych i kiedy wtedy pękam? Otóż jest to czarna niewdzięczność. Jeśli - tak jak Ty teraz - nazapierdzielam się \"za darmo\" i poświęcę masę własnego czasu, który zabieram innym bliskim, a potem młode zaczynają grymasić, albo w inny sposób wykażą się niewdzięcznością... to wtedy mi się ulewa i... lecę tekstem z tej piosenki...
* To jest właśnie ten (d)efekt o którym wam mówiłem niedawno w Łomiankach ;)
I jest dokładnie tak, jak Druid pisze - we wszystkich podpunktach :-) Wiem o tym doskonale, z założenia próbuję jak w piosence i... nie mogę. Bo to dzieci... Rozwalają mnie... Żeby ten dom normalnie funkcjonował, to taki koleś jak ja, powinien tam z nimi zamieszkać. Oni qwa potrzebują pełnoetatowego pana Miecia (stróża i złotej rączki), a ja na to nie mam ani czasu, ani ochoty. Ale patrzeć, jak moi mieszkają bez wody i częściowo światła... też nie umiem. Więc klnąc pod nosem jadę do sklepu, kupuję i łatam... po czym jestem jeszcze bardziej @#$%&!!! Żeby nie było, Eadem, Ty też masz oczywiście rację, tylko... co z tego?
Hmm. Z mojego doświadczenia i obserwacji wynika, że rzucenie na głęboką powoduje uaktywnienie się instynktu przetrwania. Z jednej strony chcesz pomóc to jest w porządku. Z drugiej strony częste przekraczanie granicy pomiędzy "pomoc" a "zrobię to za ciebie" powoduje brak samodzielności (zaradności) a w konsekwencji defekt o którym pisałem wcześniej.
I tu w zasadzie podzielam pogląd Eadema... Z jednym wszakże zastrzeżeniem... Otóż studiuję właśnie w swoim otoczeniu przypadek kliniczny, który prawdopodobnie wywołany jest nie przez czynniki środowiskowe, ale raczej przez defekt genetyczny... Obawiam się, że bez terapii genetycznej, przeszczepienia mózgu, lub innych drastycznych kroków, wszelkie próby wpływania przez edukację zakończą się sromotną porażką... Wybaczcie ten akademicki bełkot... :D
Z zupełnie innej beczki. Jadę sobie wczoraj Wisłostradą w kierunku Centrum i tak już od mostu Grota czuję radosny zapach ogniska. Pomyślałem, że wiatr zawiał od strony Wisły, ale jadę i jadę, a zapach nie znika. Gdyby to opona się zdymiała, to swąd byłby oczywisty, ale palone deski? W końcu zobaczyłem dym. Dochodził z samochodu jadącego przede mną. Gdy się do niego zbliżyłem, okazało się, że to Iveco z odkrytym tyłem przewożące jakieś śmieci. Jak się z nim zrównałem, to już buchnął otwarty ogień spod tej sterty. Zatrąbiłem kilka razy i młodzieńcy w środku (trzech) wreszcie się jorknęli, że coś nie tak. Dobrze że miałem ręce na hamulcach, bo nagle wykonali dziki manewr i z pełną prędkością, na wysokości Cytadeli, wskoczyli na chodnik... Myślę, że udało im się ugasić, bo jak po godzinie wracałem, wypatrując spalonego wraku samochodu, to już ich nie było, więc zapewne wszystko dobrze się skończyło... ;)))
W sumie lepiej tak (płonący samochód), niż kolejny płonący most. Zapach ogniska od Wisły musi niepokoić :-))) * Eadem, ale to nie jest takie proste. ^Usamodzielnianie^ trwa już dobre 10 lat i nie przynosi zamierzonych efektów. Nie zdawałem sobie sprawy, że czasem młodzi życiowo tak wolno dorastają (a niektórym nigdy się to nie udaje). Druidzie, u nas była już nawet grana terapia (u obojga). Nie wiem na ile skuteczna, może bez niej było by jeszcze gorzej...
I co? Autko zostało? Na kiedy Ci go zrobią? Swojego odstawiam na przegląd po 180.000km za tydzień w piątek. Do wymiany sprzęgło (po raz kolejny - chyba trzeci), coś zaczęło trochę szumieć pod maska po powrocie dzieciaków z wakacji. Nie wiem, czy to już rozrząd (łańcuch), czy może raczej łożyska w alternatorze lub napinacz (nie chciało mi się wczoraj wieczorem już otwierać klapy i nasłuchiwać). W każdym razie powoli kończy się czas bezinwestycyjnego śmigania autem. Ma swoje lata i przebieg, zaczynają się wymiany tego, co zwykle zaczyna niedomagać w pewnym wieku (2008). I tak go lubię:-) Do moto rano wlałem 1/4 butelki STP (całość na 50-60 litrów) i jakoś bez prychania do pracy dojechał. Ciekawe, czy się to wyczyści...
Auto zostawiłem. Dziś go raczej nie zaczną. Wiesz Arasz, ja nie zaczynam rozmowy od "na kiedy będzie" bo to bez sensu. Na to można sobie pozwalać jak się ma nadmiar hajsu i oddaje w miejscach gdzie liczy się przyjęcie pojazdu, grzebanie, zainkasowanie kasy od klienta i za bramę. Zdałem relację ze swoich działań, obserwacji i podejrzeń. Zostawiam CC ze świadomością, że nie musi być na już i tyle. Tych cudaków magików co robią na wczoraj to wolę omijać, lepiej niech go dobrze sprawdzą tam, gdzie ja nie patrzyłem. Warsztat klasy "starsi panowie" więc zapowiada się rozsądnie. Zobaczymy. * BTW: może dziś podjadę zobaczyć http://olx.pl/oferta/yamaha-why-50-CID5-IDbg9TF.html#b75ec4a965
Eadem, przepraszam, ale trochę bredzisz - co prawda w dobrym wątku, ale jednak :-) Co to znaczy? Oddajesz auto do warsztatu, prosisz o zdiagnozowanie i naprawienie i płacisz za usługę, tak? Przecież nie jedziesz i najpierw nie błagasz, żeby go naprawiali, a potem dodatkowo nie płaczesz, żeby za darmo, prawda? Warsztat, to warsztat. To wynajęci przez Ciebie ludzie, którzy są przez Ciebie opłacani - mniej lub więcej, zależy jak się cenią, a nie ile Ty im zaproponujesz, więc - że Cię zacytuję - ^CO MA PIERNIK DO WIATRAKA^...?
Spokojna twoja rozczochrana ;) Wiem, że temat jaki jest do zrobienia nie jest taki chop siup. A wierz mi, że klient wchodzący w d..ę nie jest mile widziany. Nie oceniam z góry, nie robię z siebie Pana. Jestem po prostu rzeczowy i opieram się na doświadczeniach. A tobie polecam kubełek zimnej wody na głowę w ten upalny dzień ;p