Kopenhaga 2012

Szacunkowy koszt jest podany w pierwszym poście. :) Gdyby nikt nie jechał to powrót zrobię przez Westfalię w Niemczech, tam mam rodzinkę.

Noja tak jak mówie Madi, bardzo chętnie no ale to włąnsie zależy od zebranej kwoty...może darować sobie nowy silnik i odłozyc na wycieczkę? Sam już nie wiem

Przemyślałem temat i postanowiłem, że jak by nikt nie chciał jechać to sam nie pojadę. Na samotną jazdę za granicę jeszcze za wcześnie. Do tego dochodzi cena promów. Jak się nikt nie zgłosi to się pokręcę w wakacje po Polsce (Karbon dzięki za inspirację).

Tak więc czekam na ochotników, a jeśli się nie znajdą, wyprawa zostanie odwołana.

taka wyprawa w pojedynkę to bez sensu.. w razie problemów totalna lipa. Ja czytam Wasze posty ... i zastanawiam się. Lecz wszystko zalezy od urlopu. W sumie trzeba planować 2 tygodnie na taką wyprawę minimum. Wycieczka po naszym pięknym kraju również brzmi ciekawie, można by było zmontowac niezłą traske i ciekawe miejsca.

Madi, masz rację. Jeżeli nastawiałeś się na jazdę w większej grupie
a widzac po wpisach trudno ja zebrać, to najlepiej na razie odłożyć ten pomysł.
Ja mam inne zdanie co do samotnych wypraw niż prezentuje
ArtekToros. Po prostu taka trasę trzeba przemyśleć i dobrze zorganizować, a da się to zrobić. I oczywiście trzeba mieć już doświadczenie w samotnych wyprawach, gdyż to zupełnie coś inne niż
jednodniowe wyjazdy. A doświadczenie najlepiej zdobywać na naszych polskich drogach, a naprawdę jest gdzie jeździć i co ogladać.

( a ęćżźńłóń - jak widzicie sa wszystkie ogonki prócz pierwszego
dlatego piszę przez a )

Wiesz, tu chodzi też o kilka innych kwestii. Nie mam doświadczenia w wyjazdach zagranicznych (tylko autobusem jechałem kilka razy do Niemiec, więc co to jest). Samemu dałoby radę pojechać, jednak jest kilka obaw, np. co będzie jak skuter nawali? Jeśli by było kilka osób to zawsze kolega może poszukać sklepu z częściami. A tak samemu to by nie było takie łatwe. Mój skuter nowy nie jest a do wakacji raczej do tych 20 000 dobiję. Po zatym - odnośnie sklepów - w Polsce serwis Kymco (żeby jakąś część kupić) jest w każdym większym mieście. W Szwecji czy Danii wątpię, żeby było tak samo. Następna sprawa, to to, że taką większą grupą czy nawet we dwie osoby jest znacznie ciekawiej. Łatwiej się z kimś za granicą dogadać, gdy będą próbowały dwie osoby. Jeżdżąc po Polsce jest dodatkowo taki komfort, że ktoś może podjechać w razie czego samochodem z przyczepą. Nie sądzę, by komuś chciało się jechać do Szwecji specjalnie po skuter. Koszty takiego wyjazdu przerosły by koszt skutera. Do tego jak by nikt nie jechał, to wolę po Polsce jeździć dla tego, że nie muszę za promy płacić. Koszt promów na wycieczce do Kopenhagi to 1/3 wyjazdu... Za te 1500 zł w samej Polsce można zrobić jakiś 4500 km, czyli ładną pętelkę dookoła, co jest właśnie planem awaryjnym.
Pozdrawiam.

skuter jak skuter , gorzej jak człowiek nawali bo cos mu się przez przypadke zrobi ... więc samo przygotowanie jak mówi kolega Karbon jest bardzo bardzo istotne i się z nim zgadzam ale wypadki losowe również na wypadach mają miejsce a w pojedynke poprostu czasami może być niebezpiecznie. Jeśli wyjazd za granicę to dobrze przygotowany w rozbudowanym składzie . Po POlsce również ,,, warto się przygotować ale wiaodmo możliwosci jest więcej iłatwiej .

Eech... Bo co mogę więcej powiedzieć... Szkoda, że nikt nie chce lub nie może. Ja bym pojechał ale wiecie...

Czekaj czekaj, może się jeszcze ktoś zdecyduje :)

Ja na dzień dzisiejszy to bym pojechał to znaczy 50/50 bo mi coś nie pasuje . I moje pytanie czy ci co jada mają wpływ na zmianę trasy .

Oczywiście że tak. Moja trasa jest orientacyjna, przed wyjazdem trzeba by poszukać ciekawych miejsc do zwiedzenia. Dla tego powstał ten temat, aby każdy napisał co go interesuje, co chciałby zobaczyć itd.

madi jeszcze 10000 km temu zgodziłbym się z twoimi obawami co do awarii i komplikacjami jakie mogły by wywołać. Teraz możliwość awaria skutera na trasie nie stanowi już dla mnie problemu. Dlaczego, ponieważ poznałem swój skuter i nauczyłem się go obsługiwać. A co do części to podstawowe, najczęściej ulegające awarii mam zawsze ze sobą. I to się sprawdza, w razie awarii w trasie (a zdarzały się) mam je pod ręką.
ArtekToroa kwestię zdarzeń losowych trzeba wkalkulować w wyjazd. W trasie zawsze może przydarzyć się coś nieprzewidzianego. Dlatego jadąc za granicę trzeba umieć się porozumieć. Uważam, że znajomość języka angielskiego (przynajmniej podstawowa) jest niezbędna. Oglądałem dzisiaj program o Skandynawii, w którym podróżująca tam dziewczyna porozumiewała się właśnie po angielsku.

pisząc o sprawach losowuch ,miałem również na myśłi posługowanie się jezykiem, to warunek bewzględny podórży po świecie :) Pomimo znajomości jezyka wolałbym jechac w grupie raźniej bezpieczniej i można w razie czego działać.

Karbon to, że trzeba wziąć narzędzia to sprawa oczywista. Mi chodziło o poważniejsze awarie spowodowane dużym przebiegiem. Do wakacji na bank dobiję do 20 000 a po tym przebiegu może zacząć się sypać silnik (łożyska, tłok, przekładnia).

Język trzeba znać to fakt, ale wiadomo, jak by było kilka osób to zawsze łatwiej się dogadać wspólnymi siłami.

madi, nie uważasz, że to byłby ciekawy temat opisujący jakie maksymalne duże przebiegi udało się osiągnąć i przy jakich przebiegach były wykonywane remonty lub wymiana silnika. A może to już było a ja przeoczyłem.

Przydałby się taki temat, to prawda, bo wtedy dokładnie widać jak awaryjny jest dany pojazd.

Ale pamiętajcie, że egzemplarz egzemplarzowi nierówny. Zwłaszcza Inki Street - o każdym egzemplarzu byłaby osobna historia. Jednym siadały pompki oleju, a innym nie, innym pękały felgi, a pozostałym egzemplarzom się nie zdarzało itd.

Jeśli chodzi o angielski to rzeczywiście jest potrzebny. W Skandynawii nawet starsi ludzie potrafią mówić po angielsku. Nawet robotnicy robiący u nas remont mieszkania też się z nami porozumiewają. To jest po prostu ich drugi język. A pamiętam w pizzerii - jak klient mówił po angielsku i chciał zamówić pizzę to od razu popłoch i panika i poszukiwania osoby znającej choć kilka angielskich słów...

OFFTOPIC

Karbon słuchaj, mi załamanie pogody w zeszłym roku także uniemożliwiło dotarcie do Bieszczad. Z tym, że jechałem rowerem. Wycofałem się kawałek za Chełmem, i dobrze zrobiłem, bo przez następne 2 tygodnie padało (pamiętacie lipiec zeszłego roku)... Jednak w Bieszczady mam zamiar wrócić. Jeśli się nie uda z Kopenhagą to pierwszy plan awaryjny to właśnie trasa dookoła. Od Sławatycz do Sławatycz, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ponad 4500 km. Mam zrobiony bardzo szczegółowy plan przejazdu. Wychodzi 19-20 dni. Koszty są zbliżone do tych z Kopenhagi. Ale jest jeszcze dużo czasu więc na razie nic konkretnie nie można powiedzieć który plan wypali. Czy Kopenhaga czy dookoła. A może coś innego...

Byliśmy tam w tym samym czasie i było tak jak piszesz, więc rezygnacja była mądrym posunięciem. Spróbuję Bieszczady późną wiosną. Powinny wystarczyć 3 dni.
4500 km dookoła Polski, ambitna trasa. Przyjrzę się na mapie jak to wygląda. Ja jadąc przyjąłem inne założenie co do trasy przejazdu. Chciałem przejechać przez miejsca , w których jeszcze nie byłem i najbardziej zależało mi na wschodniej Polsce i Bieszczadach. Jak wiesz pogoda pokrzyżowała ten plan. Dlatego te Bieszczady jak wyżej, a później może wschodnia Polska.
Ja planując swoją trasę przeglądałem internet szukając podobnych przejazdów i nie znalazłem. Chyba, że coś przeoczyłem. Oczywiście
jazdę motocyklem i jazdę z samochodowym zapleczem nie biorę pod uwagę. Dlatego takie kółeczko po naszym kraju jest wyzwaniem godnym polecenia, a pętla 4500 km zrobiła by wrażenie.

Słuchaj Karbon. Daj mi znać jak byś chciał jechać w Bieszczady. To byśmy się tam spotkali co Ty na to ? Chyba, że byś jechał w Bieszczady w tym samym czasie co ja dookoła, to można by nawet kawałek razem przejechać.
Pozdrawiam.