Kat.Am 2/3 wartości skutera co to ma być ! ! !

Siemka po 3 próbach zdania tego świetnego egzaminu postanowiłem jeżdzić bez tego cholernego prawka.
Łącznie kwota jaką wywaliłem na te prawko to około 1800zł jeszcze 500 i bym miał skuter może mały ale własny :)
Co grozi 15 latkowi za jazdę bez prawka?

Nie wiem jak ty tego zdać nie mogłeś ja to za drugim zdałem ale to nie wynosi 1800 a 700 ja za 2 próby dałem... to nie wiem jak ty zdawałeś te prawko ...

No cóż... będą ganiali twoich rodziców, dopóki nie skończysz 18 lat. Mniej więcej po 300zł za gonitwę...
Gorzej jak spowodujesz wypadek... Wtedy całe koszty wypadku (uszkodzenie i naprawa drugiego pojazdu, odszkodowanie, ewentualne koszty leczenia i renty) spadają na twoich rodziców, a po 18-tce na ciebie. Uszkodzenie jakiejś beemki, lub audika... to wiele tysięcy złotych... dużo więcej, niż wartość twojego skutera... niestety... to się zwyczajnie nie opłaca... lepiej przyłóż się trochę do nauki, bo ten egzamin to w sumie śmiech na sali i powinieneś mieć to w małym palcu, jak chcesz bezpiecznie poruszać się po ulicach i drogach...

Czytam sobie tytuł tego wątku: "Kat.Am 2/3 wartości skutera co to ma być ! ! !"
Abstrahując od tematu trudności egzaminu, sprawa kosztów jest faktycznie przesr... Ale wiesz co młody, to jest pewnego rodzaju przygotowanie do życia w tym kraju. Wyobraź sobie, że jak zaczniesz zarabiać, to właśnie 2/3 dochodu będziesz oddawał na rząd. Dobrze przeczytałeś, nie na Państwo tylko na rząd. Od samego początku, od pierwszego dnia pracy będziesz okładany podatkami pożerającymi większość z tego co zarobisz.
Zatem koszt AM to preludium. A dalej będzie już tylko drożej ;)

Eadem nie napisał tego co najważniejsze zgadzam się z tym że będziesz oddawał 2/3 wynagrodzenia ale tylko wtedy kiedy nie będziesz kombinował ale jeśli będziesz trochę twórczy nie zginiesz ;)

chyba troche przesadzasz

No i jeszcze trochę pożałujcie biednego młodego, któremu nie chce się przyłożyć do nauki...
Jeżeli jemu będziesz Krupku zalecał ^bycie twórczym^, to patrząc jak kombinuje, to zginąć może i nie zginie... ale pewnie posiedzi...
No i miejcie nadzieję, że nie spotkacie go na swojej drodze... jako miszcza kierownicy... ;)))

A skąd. Niech jedzie do Rosji i sprawdzi, ile TAM trzeba mieć kasy, żeby być człowiekiem, a nie śmieciem bez znaczenia - jak większość naszych biednych wschodnich sąsiadów.

... i żeby była jasność, nie chodzi o Moskwę i Petersburg... by się młody zdziwił... ;)))

Zulus napisał:

A skąd. Niech jedzie do Rosji i sprawdzi, ile TAM trzeba mieć kasy, żeby być człowiekiem, a nie śmieciem bez znaczenia - jak większość naszych biednych wschodnich sąsiadów.

True story bro. Aczkolwiek zdać tam egzamin jest dużo łatwiej, co zresztą widać po filmikach na yt. Z kolei w Meksyku wystarczy iść do ichniejszego urzędu, zapłacić za wydanie prawa jazdy i już. A jak byłem rok temu na kursie do kat A, to instruktor opowiadał mi historię o człowieku (jego klient) z Indii który miał prawo jazdy na samochody osobowe i motocykle (legalnie zdobyte w tamtym kraju), przy czym ani jednym ani drugim pojazdem nie potrafił jeździć. A przepisy ruchu były mu równie obce jak nam ich język :D

Różne cuda się Eademie dzieją na tym świecie, ale pewnie nikt z nas nie chciałby się z takimi ^kierowcami^ spotkać na przykład oko w oko na autostradzie... co ostatnio staje się chyba naszą nową narodową specjalnością...

Nie popieram takiego zdobywania prawa jazdy. Pomimo tego że tzw. prawko (w moim odczuciu ta nazwa niejako umniejsza znaczeniu tegoż dokumentu) jest rzeczą powszechną, nie powinno być dostępne jak gazeta w kiosku. Poruszanie się po drogach publicznych to duża odpowiedzialność.

Prawdą jest jednak, że niektóre przeszkody są stawiane nieco bez sensu. Jeżeli na kat B można prowadzić lekki motocykl, to kwestia uzyskania A2, a potem A powinna polegać na pojechaniu na plac manewrowy, zademonstrowania umiejętności i tyle... Robienie kolejnego pełnego cyklu edukacyjnego to najwyraźniej cel fiskalny, a właściwie coś, co ma uzasadniać sens rozbudowywania w nieskończoność WORD-ów. Dla mnie to powinni się skupić na doszkalaniu i doskonaleniu techniki jazdy u kierowców... ale to już inna bajka...

Lekka zwrotna typowa 125tka to inny świat niż duże silniki. Jeśli ktoś prosto z samochodu przechodzi na jednoślad, to jeździ dalej jak samochodem. W tym rzecz. Idealnym przykładem jest nasz Zulus. Zobacz, ile expa dał mu ten kurs. Na pytanie, czy byłby w stanie zdać na 650tce bez przygotowania - niech odpowie sam :)
Co do upgrade'u z A2 na A to pełen kurs nie powinien być wymagany a jedynie egzamin. Godziny doszkalające jedynie we własnej inicjatywie. Natomiast między A1 i A2 parę godzin może nie wystarczyć i faktycznie kurs czyli 20h powinno być obowiązkowe. Tak uważam.

Mnie zawsze bawi sytuacja w której jadę na egzamin z "A" swoją 50 czy 125. Tam oblewam konkursowo a egzaminator wręcz wyrzuca mnie z placu krzycząc: człowieku , przecież ty kompletnie nie znasz przepisów i techniki jazdy jednośladem!!
I po takiej akcji w majestacie prawa, kompletnie legalnie wracam publicznymi drogami swoją 50 lub 125 do domu.
Eadem a co z kierowcami samochodów przesiadających się z 45konnego tico na 190konnego diesla z tylnym napędem? Idąc takim tokiem rozumowania też powinien być egzamin bo pojazdy się różnią drastycznie.

Wombat napisał:

Mnie zawsze bawi sytuacja w której jadę na egzamin z \"A\" swoją 50 czy 125. Tam oblewam konkursowo a egzaminator wręcz wyrzuca mnie z placu krzycząc: człowieku , przecież ty kompletnie nie znasz przepisów i techniki jazdy jednośladem!!
I po takiej akcji w majestacie prawa, kompletnie legalnie wracam publicznymi drogami swoją 50 lub 125 do domu.

made my day XD

ale to chore jest.
Uznaliśmy prawnie że osoba pełnoletnia ma na tyle rozumu w głowie że może po drodze publicznej jechać skuterem bez przygotowania - rozum i zdrowy rozsądek wystarcza.
Ostatnio uznaliśmy że jak ktoś ma prawo B 3 lata (nie wnikamy czy zrobił samochodem choć 2km) to dojrzał na tyle że może zasiąść na lekkim jednośladzie.
Ustawowo uznaliśmy że na tym etapie samorozwój kierowcy się kończy. Obywatel nie jest w stanie przeskoczyć bez kursu za 125cm na 150cm i więcej. No nie ogarnie :). Nawet jeżeli 2-3 lata pomykał 125 i nadal żyje.
Jednocześnie posiadacz B może przesadzić tyłek z 60KM VW czy innego smarta z automatem na 300konne tylnonapędowe BMW w manualu albo 3 tonowego LandCruisera/ Range Rovera z 5-litrowym silnikiem o długości 5m. I ustawodawca nie uważa żeby to stanowiło jakiś problem.

O, tak... to jest kompletnie popieprzone...

Racja. Też uważam, że obecny model kat B (brak regulacji w zakresie dopuszczalnych mocy) jest kartoflem prawnym. Od kilku lat na egzaminach prym wiodą pojazdy segmentu B ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Autosegment_B ) z silnikami 1.2 i mocy około 80KM. Czyli osoba dostanie prawo jazdy kategorii B może kierować nawet 1000 konnym Bugatti bo przecież potrafi jeździć samochodem. Masakra...

Odpowiadam Eademowi: nie, bez kursu bym nie zdał na A (jazdy). Bez kursu bym nie zdał nawet na 125, bo to że umiem ruszyć, jechać, skręcać i się zatrzymać nie znaczy wcale, że umiem jeździć. Przejście kursu daje wstępne pojęcie o własnej niedoskonałości i jakieś początkowe umiejętności, tyle by zaliczyć plac i zrozumieć, jak niewiele umiem. Co zrobię z ledwo ^liźniętym^ tematem - prywatna sprawa - zależy do czego dążę. Ja do jazdy emeryckiej, więc pewnie wystarczy. Młodzi czasem do bardziej wyczynowej, więc tory i szkolenia niezbędne. Gość po A szalejący litrem na ulicy jest idiotą takim samym, jak upośledzony na motorowerze, czy w samochodzie.