Eco Driving na skuterze - spotkanie użytkowników forum jednoslad.pl w dniu 24.08

Ja żyję i mam się dobrze, SYM nie jest aż tak miejskim skuterem, faktycznie możliwość zmiany pozycji w czasie jazdy i wyciągnięcia kopytek pomaga.
*
Interesująca jest jeszcze jedna sprawa:
- przejazd ekonomiczny (mimo dwóch skuch z trasą i jednym postojem opisanym powyżej) przebiegał od stacji do stacji płynnie i w zasadzie poza miastem (jedynie z wjazdem do Płocka pod stację). Miało to 113 km.
- droga powrotna była krótsza (109,5km), obejmowała się kręcenie po Płocku (światła, postoje, również skuchę z trasą itp.) oraz wjazd do Warszawy od strony Jabłonnej.
Kymco 125 leciało blisko swojego maxa, a ja sobie pyrkałem za nim w granicach 5-5,5K obrotów, Z tego raczej bym wyciągał wniosek, że dla mojego skutera nie ma różnicy, czy jest to prędkość 80-90, czy 50-60. Różnica jest dla Kymco, jego silniczek w czasie powrotu musiał pracować znacznie ciężej.

Ja jestem z,Płocka : d pozdrawiam wszystkich warszawiaków :p

Dzięki Luby :-) Szkoda, że nie udało się tym razem spotkać z żadnym z Was, może nasztępnym razem. Daleko nie jest, powinno się udać :-)
A może Wy wpadniecie do nas...? :-)))

Widzę Zulusie, że Sym z silnikiem 300 pali w zasadzie tyle samo co Kymco 300 :) Na trasie jak jadę z kolegą na 125(150) zawsze spala mi równo 3l (na pulleyach, bo na seryjnych da się zejść do 2,7), a jak ganiam po mieście to łyka 4l na seryjnych , a na pulleyach w zależności od odkręcania manetki od 4 do 4,5l. Porównując to spalanie do skutera 125 o podobnej wadze mam takie wnioski, że bardziej wydajny w skuterze okazuje się silnik 300, pali nie wiele więcej od 125 a osiągi dzieli jednak przepaść. Patrząc dodatkowo na spalanie skuterów 400-500 można dojść do wniosków , że 300 to taki złoty środek i na miasto i na trasę. Jeśli chodzi o jazdę "na kropelce" nie do pobicia są małe 125-tki pokroju yamahy ybr 125, czy hondy cbf125 na wtrysku. Te przy normalnej jeździe po mieście spalają 2l, a na trasie można zejść do 1,7-1,8l/100km. Ze skuterów 125 nadających się do jazdy na kropelce to na przykład lekka honda pcx125 na wtrysku i z systemem start-stop.
Tyle, że to jest zabawa. Niech te nasze skutery spalają nawet 4,5 l/100km po mieście, w złotówkach to są śmieszne różnice.
Jeśli chodzi za to o samochody, to żaden samochód przy normalnej dynamicznej jeździe po mieście nie spali 4l podkreślam, przy normalnej dynamicznej jeździe. Naprawdę oszczędne samochody miejskie przy takiej dynamicznej jeździe po mieście spalają 6-7l. Wiem co piszę, bo jeździłem yarisem 1,4D - na trasie same ochy i achy bo mógł zejść poniżej 4l, a na mieście na krótkich przejazdach 5-6l, w zimie 7l. Moja fabia 1.4 16V 85KM zwykłe auto miejskie na trasie potrafi zejść do 5l, po mieście jak mieści się w 8l jest dobrze. Hyundai i20 z silnikiem 1,25 kappa(jeden z oszczędniejszych i nowocześniejszych silników) spalał mi po mieście 7l, choć na trasie dało się zejść do 4,5l.
Nie ogarniam jak 1600w benzynie 122KM potrafi spalić 3,5-4l. Dla mnie to są bajki. Kolega ma taki silnik w Hyundaiu i30(wersja czeska 126 KM 2009) i jak mówię ile spala moja fabia to tylko kiwa głową - jemu na długiej trasie przy prędkościach 80-90 raz zanotował spalanie 6,2l, a normalnie średnio spala 7,5l, po mieście nawet nie liczy, bo by mu wyszła dycha.

Śmieszą mnie te teksty że ich samochody palą 3,5-5l na 100 km, owszem jest to możliwe ale na tyle męczące i wymagające że nie warto tym się zajmować bo można się w czasie takiej jazdy bardzo wykończyć, ja po przejechaniu w ostatnim rajdzie supertestu ekonomii dystansu 300km samochodem wysiadłem z niego wykończony normalnie smasakrowany ale faktycznie udało mi się osiągnąć spalanie na poziomie 3 litrów dużym samochodem osobowym, powiem więcej mój kolega ze Skody spalił w ON w jednym z rajdów poniżej 2 litrów ropy na dystansie 100km a była to duża Octavia z silnikiem 1.6, tak czy inaczej można ale czy jest sens?

No nie bajki, tylko wskazania kompa :-) Mam Hyundaia i30CW z 2008 od nowości. 122KM, ponad 200.000km przebiegu. Auto jest użytkowane głównie w Warszawie przez moją małżonkę, która ma temperament i dość ciężką nóżkę. NIGDY średnia nie wyszła powyżej 7,2. NIezależnie, czy będzie to jazda mieszana, czy tylko miasto, czy ostrzejsza trasa (autostrady). Lato, autostrada, klimatyzacja, 140-150km/h, dystans kilku tysięcy kilometrów - średnia 7,2. Zima, autostrada, 4 osoby, pack z nartami na dachu, bagażnik po sufit, 120-140km/h - tez 7,2. Samo miasto (kasowałem kilka razy średnie wskazania) - 7,2, czasem zima do 7,5.
Teraz skąd wzięło się 3,5-4,0. To była próba po rozmowach z kolegą Ughr. Podpytywałem jak to wygląda na takich rajdach, w których on startuje. Trochę wytłumaczył, trochę poopowiadał i jadąc w sobotę rano do siebie na wieś, postanowiłem spawdzić kilka razy na pustej drodze jak to wygląda (rozumiem, że taka jazda może wkurzyć innych uczestników ruchu). Polegało to na rozpędzaniu się do około 90-100km/h, wyrzucaniu na luz i toczeniu się swobodnym pędem do zakrętu, ewentualnym zapinaniu V przed wejściem w skręt, żeby zwolnić i ponownie rozpędzić do 90-100 po wyjściu z niego. Zrobiłem kilka kilkukilometrowych prób tego typu. To oczywiście zabawa, ale chciałem koniecznie sprawdzić, czy Ughr ma rację. Ma. Najbardziej ostrożna i delikatna jazda na biegu nie pozwala zejść poniżej 4,5. Zastosowanie toczenia się na luzie (tam, gdzie można) widać natychmiast w średnim spalaniu. Oczywiście, nikt z nas nie będzie tak normalnie jeździł, to dobra zabawa do osiągania pewnych ekstremów, ale nie do normalnej jazdy. Mówię tylko, że się da. Chętnie bym to kiedyś nagrał, tylko nie mam czym, ale może wymyślę jak :-)))
*
Co do skuterów, to może warto jeszcze dodać, że na tą wyprawę - poza sprawdzeniem ciśnienia w oponach - nic więcej nie kombinowałem. Filtr powietrza stary i zapchany (niestety, nowy dotarł do mnie dopiero dziś), bagażnik załadowany gratami (klucze, szmaty, zestaw naprawczy do opon, blokada na koło, ciuchy przeciwdeszczowe, zapasowe rękawiczki, wkładki ocieplające do rękawic, dodatkowa ciepła bluza z protektorami, ładowarka do telefonu, butelka picia, duża samochodowa apteczka na wszelki...). Do tego kierownik 97kg żywca netto + opakowanie :-)))

Mało pali Ci ten Hyundai. Wartości nieosiągalne w czeskiej wersji. A z tą zabawą i toczeniem się na luzie to rozumiem :)

Zulus napisał:

Polegało to na rozpędzaniu się do około 90-100km/h, wyrzucaniu na luz i toczeniu się swobodnym pędem do zakrętu, ewentualnym zapinaniu V przed wejściem w skręt, żeby zwolnić i ponownie rozpędzić do 90-100 po wyjściu z niego. Zrobiłem kilka kilkukilometrowych prób tego typu. To oczywiście zabawa, ale chciałem koniecznie sprawdzić, czy Ughr ma rację. Ma. Najbardziej ostrożna i delikatna jazda na biegu nie pozwala zejść poniżej 4,5. Zastosowanie toczenia się na luzie (tam, gdzie można) widać natychmiast w średnim spalaniu. Oczywiście, nikt z nas nie będzie tak normalnie jeździł, to dobra zabawa do osiągania pewnych ekstremów, ale nie do normalnej jazdy. Mówię tylko, że się da.

Akurat można tak się nauczyć jeździć i to bez problemu ale trzeba trochę poćwiczyć i można, ja po szkoleniu byłem w szoku i nie wiedziałem czy dam rade ale cały czas trenowałem i teraz praktycznie tylko tak jeżdżę.

To jeden z pierwszych modeli kombi w PL, wersja koreańska, oryginał znaczy. Już przy serwisie gwarancyjnym mechanicy hyundaia mówili, że widzą zasadniczą różnicę w wykonaniu wersji koreańskiej i czeskiej, nawet w takim duperelu jak spasowanie elementów przedniego pasa. U mnie bez problemu wyjmuje się reflektory z błotników do wymiany żarówki, ponoć w wersji czeskiej nie jest już tak różowo. Też jestem zdziwiony od lat, generalnie wszystkim jestem zdziwiony w tym samochodzie. Pamiętam narzekania na poprzednika (Accenta 1.3), że żarł jak smok (jak na niewielkie auto). To było bardzo pozytywne zaskoczenie po zakupie. Nadal dziwi mnie kompletnie niepobieranie oleju między wymianami, mam oryginalny rozrząd (łańcuch), oryginalny wydech (jeszcze i nic mu nie jest), oryginalne tylne zawieszenie (mimo posiadania haka i ciągania przyczep - mam i camping, i własną towarową). Oryginalne oznacza wahacze, sprężyny, stabilizator i amortyzatory, bo wszelkie gumki i końcówki na tyle były już zmieniane ze dwa razy. Najsłabszym ogniwem okazała się przekładnia kierownicza, wytrzymała jakieś 120.000 i trzeba było robić. Najpierw regeneracja, ale po kilku tygodniach wymiana na nową oryginalną, bo po regeneracji szybciutko się znów wytłukła. Tu akurat widzę przyczynę - koleżanka małżonka kręci w miejscu waląc do oporu. Nawyk nie do wyplenienia, trzeba by pod koniec razić prądem :-)))

Odnośnie jazdy na kropelce.
Silnik benzynowy jest sterowany powietrzem - oznacza to tylko tyle że im mniej i rzadziej podamy mu powietrze (uchylimy przepustnicę) tym mniej spali - czyli lepiej jest jechać 80km/h V biegu z 2300obr niz 80km/h na II biegu z 6500obr.
Oczywiście pomaga myślenie z wyprzedzeniem (w sumie zawsze pomaga) i planowanie kolejnego manewru - czyli nie ciśnięcie pod samo czerwone - bo i tak jest czerwone, dłuższe rozpędzanie się do wyprzedzania i wyprzedzanie łagodnym (wydłużonym łukiem) bo nie rozpędzamy się do odcinki na każdym biegu tylko znacznie niżej (mniej otwieramy przepustnice).
Tylko że na to wszystko trzeba nałożyć zdrowy rozsądek i nie doprowadzać do szału innych uczestników ruchu dlatego że z przyczyn znanych tylko sobie postanowiliśmy zejść ze spalaniem o 0.7 litra na 100km.
Chyba że kupimy sobie własne miasto i zaczniemy po nim ^ekojezdzic^.
Jeżeli nie zbierzemy sprawnie tyłka do krótkiego lewoskrętu tylko będzemy ^ekoruszać^ zostawiając przed sobą 20m wolnej przestrzeni (bo jak przyciśniemy to nam za duża cyferka wyskoczy na spalaniu chwilowym) to znaczy że albo kupiliśmy samochód na który nas nie stać albo mamy coś z głową i trzeba się udać do lekarza od rozumu. O pomyśle jazdy na luzie (jako metody na ekonomiczną jazde) nawet nie będę pisał.
To fajna zabawa na laboratoryjne badania potencjalnych możliwości silnika ale nie na codzienną eksploatacje, w ruchu, z innymi. Rozumiem zdroworozsądkowe zasady ekonomicznej jazdy - ale potrzeba pójścia na rekord każdym pojazdem i w każdych warunkach... to na 100% jednostka chorobowa.
nie wiem czy to skrajna oszczędność czy skrajne skąpstwo ale nie powinno się przekraczać granic zdrowego rozsądku.

Eko jazda jest fajna raz na jakiś czas jak się ma na to nastrój ;) Zazwyczaj jak jadę Skodą to mnie to na tyle uspokaja, że delektuję się płynną i lekką jazdą. Na skuterze nie da rady, nie do tego służy CVT po prostu. Włożyłem rolki 14 gr pulleya (wcześniej 15gr). Zapierdala. Po prostu idzie jak wściekły i nawet wybaczam wysokie obroty i większe zużycie paliwa. Z miejsca łapie 60 km/h od pasów do pasów na małym skrzyżowaniu(niecałe 30m) :) Generalnie na skuterze eko jazda jest mi obca, chyba, że jadę na trasie z kumplem, to jestem zmuszony jechać wolniej.

dla mnie sam fakt że pojechałem skuterem nie samochodem to już jest ekojazda i dalej nie wnikam czy spali 2,9 czy 4.3.
U mnie, przy moich niskich przebiegach jest tak:

Skuter - Razem (paliwo i wydatki): 26.94 PLN/100km
Samochód - Razem (paliwo i wydatki): 112.20 PLN/100km
realnie różnica jest jeszcze większa bo oprócz spalania nie wszystko notuję na motostat. No i zawsze w samochodzie mogę bardziej wcisnąć gaz...

samo paliwo
skuter - Koszt paliwa: 20.45 PLN/100km
samochód - 83.03 PLN/100km

Tak, Panowie, dla mnie też jest to tylko zabawa i ciekawostka. Normalnie jadę samochodem ^normalnie^, nie zapierdzielam i nie ciągnę się jak smród po gaciach. Jak jest duży ruch, to nie wyprzedzam, bo mi się nie chce szarpać, ustawiam się w kolejce i turlam. Czasem (na eSce) polecę szybciej dla samej przyjemności i odmiany, bo szybko też jest fajnie. Skuterem w mieście nie zastanawiam się ile on spali, bo to z reguły ogień na starcie, a potem już różnie :-)))
Co do jazdy na luzie... czyli swobodnego turlania się. To faktycznie działa i ma duże przełożenie na spalanie. Nie będę stosował, z kilku powodów:
1. nie czuję się bezpiecznie bez podpiętego napędu, samochód - moim zdaniem - zachowuje się zupełnie inaczej (gorsza sterowność, reakcje na manewry, przyczepność);
2. mam poważne wątpliwości, co do wpływu takich zabaw na trwałość silnika jak i na cały układ przeniesienia napędu. Mam wbite do głowy, że 4T lubi stałe obroty i tego się trzymam. To samo reszta napędu, mniej powinna się zużywać będąc pod stałym obciążeniem, niż uprawiając zabawę z ciągłym rozpędzaniem.
Pamiętam wolne koło w Wartburgu (2T), które przyczyniało się do tego, że jazda była bardziej ekonomiczna (w momencie zdjęcia nogi z gazu napęd był rozłączany i samochód toczył się niejako na luzie, mimo zapiętego biegu, a silnik schodził na wolne obroty), ale głównym zadaniem tego mechanizmy było jednak uniknięcie zatarcia w czasie hamowania silnikiem (brak lub słabe smarowanie mieszanką paliwa z olejem).
No i to był 2T, odporny i niejako ^lubiący^ ciągłe zmiany obciążenia.

Zulus, może kiedyś... niestety teraz nawet nie mam jak gdziekolwiek pojechać, gdyż ukradziono mi nową Yamahę aerox :c

Szit. Ubezpieczona była?

Tak całe szczęście...mam kasę z AC :)

Uff... :-))) Ale miłe uczycie to nie jest...

Powiem Ci, że jak wyszedłem na parking a skuterka mego nie było to tak się tak zdziwiłem, że obszedłem cały praking z 6 razy...

Wiem, znam to uczucie z autopsji, kiedyś mi tak ^zniknęli^ samochód... I nie miałem AC, bo to był stary maluch. Ale był to mój maluch, ulubione, wypieszczone jeździdełko. Był starociem, ale miał prawie nową budę, silnik po remoncie i chodził jak marzenie. Lotnicze welurowe fotele, nowe wnętrze, duża deska, elektryczna dmuchawa na szybę (wow!), przyciemniana przednia szyba (po spotkaniu z kamieniem z wywrotki innej nie mieli w zakładzie), nowe opony i zawieszenie... Jakiś idiota myślał pewnie, że to nowy i ukradł, a auto było leciwe, tylko wyglądało super.
Budzisz się rano, wychodzisz - nie ma. Została mi złamana antena, którą sobie złodziej drzwi otworzył...

Ja na Twoim miejscu oprawił tą antenę i trzymał na pamiątkę po świetnym samochodzie :) aktualnie się rozglądam na czymś innym :p