Nie powinno się od razu wyjeżdżać na ulicę. Najpierw trzeba poćwiczyć na osiedlu, czy większym parkingu jazdę. Ja ćwiczyłem (dosyć długo) właśnie na osiedlu i parkingu. Potem miałem jedną ‘glębę’ (szlifem tego nazwać nie można) na oleju. Koleżanka, która od razu wyjechała na ulicę miała już 3 szlify.
Ja jazdę na skuterze ćwiczyłem na drodze szutrowej, to była droga dojazdowa do domu mojej babci o dł. 350m. Teraz to staram się unikać jeżdzenia głównymi ulicami bo nie mam karty moto i jeżdzę głównie bocznymi uliczkami.
Co prawda to prawda. Trzeba uważać i mierzyć siły na zamiary. Pamiętam jak ja się uczyłem jeździć - deszcz zap…alał z nieba, że hej, a ja miałem przejechać z Mokotow na Bielany i z powrotem (wracając z dwoma workami mąki). Jednak tylko jeździłem z pizzą po Mokotowie. Powolutku, z 30 na godzinę. Po kilku dniach nabrałem trochę wprawy ale nawet teraz, po kilku latach widzę swoje braki i niedociągnięcia w jeździe.
A ja o dziwo zaczynałem się uczyć jeździć w porze zimowej. TAK tak dobrze widzicie - uczyłem się zimą (połowa grudnia 2009 zakup skutera)i teraz widzę po ponad 7 miesiącach już jazdy że to wcale nie był błąd. to właśnie zimą gdy "stawiałem " za sobą pierwsze metry i kilometry przekonywałem się ile trzeba mieć pokory by jeździć skuterem. Koledzy z pracy się nabijali że wyglądam jak wariat i że mój skuter nie dotrzyma lata. Mylili się. Skuter ma się doskonale można powiedzieć. Pod kołami zostawił już ponad 8 tyś km a wczoraj tzn 16 sierpnia 2010 zaliczył wyprawę o długości 160km w obie strony (dystans Chorzów- Inwałd Park Miniatur. Ja oczywiście jechałem wraz z moją kochaną żoną Kasią już na mojej ince a mój szwagier “dosiadał” mojego starego poczciwego chiniolka. Jak będę miał chwilę czasu to zamieszczę na blogu “relacje” z tej eskapady. Wracając do techniki jazdy każdy się codziennie uczy czegoś nowego. Naprawdę polecam odważnym spróbować pojeździć zima choćby po podwórku aby zweryfikować swoją technikę Pozdrawiam i szerokości
A ja powiem, że wszystko zależy od tego w jakim mieście się mieszka. Jeżeli jest to mniejsze miasto, jak moje, 80-cio tysięczne to można na jednej uliczce wypróbować najważniejsze manewry i jechać dalej na miasto. Moja pierwsza jazda skuterem tak przebiegała, przejechałem się w jedną i w drugą stronę i już na miasto na stację benzynową, bo się wacha kończyła. Jeżeli mieszka się w mieście takim jak Bydgoszcz, Poznań czy Warszawa, w której nie byłem, to najlepiej jest zaczynać jazdę od mniejszych ulic. Wyjechanie od razu na kilkopasmową drogę, ze sznurem samochodów toczących się po każdym z nich może być kiepskim pomysłem i kierujący nie ogarnie na raz jazdy skuterem, patrzenia na znaki, na pojazdy przed nim i pozostałych uczestników. Dlatego w takim przypadku lepiej zaczynać od dróg z dwoma pasami, po jednym dla każdego kierunku i stopniowo wyjeżdżać na coraz “trudniejsze” drogi.
Temat dla mnie jak najbardziej aktualny:D Dopiero co jeżdżę parę tygodni na moim nowym MADE IN CHINA kolegą marki Inca i powiem że nie szarżuje i za każdym razem przed manewrem najpierw sprawdzam 3 razy w lusterku czy ktoś nie jedzie a potem dopiero manewr wykonuje bo widziałem filmik jak chłopak na ,wolniejszy’’ pas niby zjeżdżał.
Nom ja też przesiadłem się ze starego komara na skutera właśnie w tą zime 2010/2011 No i też uważam że dobry to był moment…
Hmm…zgadzam sie z tym że nie wolno szaleć, jak se kupie skuterka, to będę jeździć bardzo ostrożnie, pod górkę i z górki będę go prowadzić tak jak rower(notabene jak odjąć gazu?)
Ja swoje jazdy na skuterach zaczynałem w wieku 10 lat. Na początku miałem taką hulajnogę (skuter) elektryczną, potem mówie sobie muszę sprzedać te gówno i kupić sobie porządny skuter. Najpierw zdałem na kartę moto, a potem mając już zaliczony egzamin wybłagałem Ojca, aby wypożyczył mi Yamahe z wypożyczalni na 1 dzień, abym mógł sobie pojeździć, i… Wypożyczona, wszystko pięknie, sprzęt za ponad 6 tys. złotych, no i oczywiście jest wielka presja, bo ojciec wpłacił kaucje 7 stów, a z wypożyczalni mnie już z góry opierdzieli, że jak popsuje skuter, to będą duże koszty. No, ale trzeba było wrócić z Koła na Wawer (przez całą Warszawę). Miałem wtedy 14 lat, i pierwszy wyjazd skuterem na ulice był tak straszny dla mnie, że nogi na światłach mi latały - taki strach ;D Potem 2 raz wypożyczone miałem w nagrodę za zaliczenie poprawki z Polaka, a 3 raz na urodzinki. Teraz jak jeździłem już swoim sprzętem to byłem super przekonany, że jestem świetnym kierowcą, i mistrzem jazdy, niestety wystarczyło chwilę nie uwagi, i wbiłem się z prędkością 50km/h w inny pojazd. Efektem było 2 operacje, 7 tygodni leżenia w łóżku, bóle, oraz mój skromny chinolek do przysłowiowej kasacji, gdyż na zgiętej ramie daleko nie pojeżdżę. Skuterek już sobie drugi kupiłem, i teraz mam oczy tylko przed sobą, skupiam się bardziej na jeździe, nie jeżdżę ze słuchawkami na uszach, oraz zawsze zakładam tą śmieszną, i zabawną kamizelkę odblaskową. PS Najlepiej hamując tylnim hamulcem, a przedni tylko delikatnie dociskać, wtedy hamowanie będzie w miare skuteczne, a będziemy mieli pewność, że nie zaliczymy spotkania z pięknym asfaltem
Ja zaczynałem przygodę od jazdy moim chinolkiem (Toros F16) w lesie. Ogólnie pełno piachu, dziur i śmieci. Część może mnie uważać za idiotę i szaleńca, bo dodatkowo zaliczyłem 2 upadki. Jednakże dzięki temu nauczyłem się pokory, jazdy w trudnych warunkach i póki co nie było manewru z którym bym miał problem
Ja jeździłem już 2 tygodnie i zachciało mi się właśnie trochę “zaszpanować”(nie wiem przed kim bo to był środek łąki i tylko 1 droga) i myślę zawrócę na hamulcu. Niestety przyzwyczajenie rowerowe i przedni mocno dociśnięty. Na szczęście już prawie stałem i miałem kurtkę motocyklową i nic mi się nie stało ale ślady po zdarzeniu moje kymco nosi do dziś(wygięta klamka i porysowany bok)Ale powiem wam że chyba tak samo jak na początku jazdy czuję się po powrocie na maszynkę po tak długiej zimie. Jakiś taki rozkojarzony i w ogóle z tą różnicą że wiem na co sobie mogę pozwolić i jak zareagować bo jakby nie patrzył już prawie 6000km na tym vitalu zrobiłem