Podsumuję, co udało mi się dowiedzieć i zrobić w międzyczasie.
Na początku wziąłem benzynę ekstrakcyjną i nią pochlupałem w baku, jak już spuściłem paliwo. Po konkretnym machaniu motorowerem, przechylamy go na bok, żeby nam wszystko zleciało, a tam jakiś brud płatami zaczął wylatywać. Nie mam pojęcia, co to jest, mechanik w salonie też pierwszy raz na oczy coś takiego widział. Tylko kolor zgadzał się z tym, jaki miał osad w baku, jak patrzyliśmy ostatnim razem. Mechanik powiedział, że benzyna wszystkiego nie oczyści, więc polecił kupić jeszcze rozpuszczalnik nitro i nim jeszcze bak na wszelki wypadek przepłukać. Ale za to wziąłem się już z zapałem, bo wykręciłem bak, przy okazji odkrywając, że jedna ze śrub trzymających bak pod kanapą, otwór do jej przykręcania i bak przy gumowych mocowaniach przy kierownicy, zaczyna strasznie rdzewieć na piękny, jasno pomarańczowy kolor. A ja myślałem że wydech mi strasznie rdzewieje po wypadku w listopadzie.
Wykręciłem kranik, spłukałem go, wkręciłem z powrotem i zalałem bak nitro. Pochlupałem, pomachałem, ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale może to ze względu na fakt, że jak ja się za coś biorę, to zaczyna padać deszcz, a żeby nie zmoknąć, założyłem biały kapelusz z rondem, który jeździ ze mną w starym aucie. Kranik odkręciłem, więcej syfu już chyba nie wyleciało, albo była to drobnica, rozpuszczona w rozpuszczalniku. Rdzy trochę usunąłem, jako że padał deszcz to miałem zadanie utrudnione, bak założyłem i postanowiłem się wziąć jeszcze za gaźnik, mimo że w salonie mówili, żeby lepiej oni się tym zajęli.
No ale go wykręciłem. Myślałem że przy okazji uszkodziłem puszkę filtra powietrza, ale na szczęście szyjka doprowadzająca powietrze do gaźnika jest oddzielnym elementem i nic nie urwałem (Zdziwiłem się po rozkręceniu filtra, że jest on zielonkawy, jakby delikatnie spleśniał. On nie powinien być żółty? Albo zużyty szary?). Filtra powietrza też odkręciłem, bo to mi ułatwi późniejsze mocowanie gaźnika. Gaźnik rozkręciłem, a tam… Czysto. Nie widziałem nic szczególnego gołym okiem, ale na wszelki wypadek przepłukałem go, rozkręciłem to, czego nie bałem się, że zepsuje i złożyłem na nowo. Nie wiem, czy nie wsadziłem jednej części tył do przodu, ale chyba to by było niemożliwe (Od góry gaźnika na żyłce idzie cylinderek z nacięciami i wcięciem rozszerzającym się po jednej stronie. To pewnie jest jedna część, ulegająca regulacji przy regulacji gaźnika. To pewnie ogólnie jest nitka/żyłka od manetki gazu.). Wszystko skręciłem, o dziwo o żadnej śrubce nie zapomniałem, kabelki i rurki podpiąłem i nadszedł czas na regulację gaźnika, na czym kompletnie się nie znam. Miałem ściągawkę, jednak w niej nie było napisane która śrubka jest od czego. Tam było chyba coś o śrubie mieszanki i śrubie wolnych obrotów (Ogólnie są trzy. Jedna na samym dole po lewej, do spuszczania paliwa z gaźnika. Druga trochę wyżej, ale nadal prawie w lewym dolnym rogu gaźnika. Trzecia wyżej, bardziej po prawej.) Kierując się instynktem i wyczuciem, które było czysto teoretyczne i nie miało przełożenia na rzeczywistość doświadczonego mechanika, jakoś gaźnik wyregulowałem, albo przynajmniej tak mi się zdaje. Na wolnych obrotach ma 2 tys/min, odkręcam gwałtownie manetkę, nawet nie gaśnie, czyli nie dostaje powietrza, które go kiedyś gasiło. Z obrotów schodzi równomiernie, chociaż jakoś zdaje mi się, że minimalnie wolniej. Wskazówka kończy na 2 tys/min.
Nawet jeśli ustawiłem go źle, to przynajmniej ustawiłem go tak, że będę w stanie dojechać do salonu, żeby mi go wyregulowali dobrze, albo pokazali, co zrobiłem źle.
Kto wie? Może wyregulowałem go lepiej, niż mechanicy, bo się właśnie nie znam? Bo chyba jedyne, co się może stać, to zwiększy się spalanie paliwa, prawda?