Opinie: W wypadkach giną głównie zbyt pewni siebie motocykliści? Starzeję się! #72 Szybcy i Wolni Vl

A co ja mam powiedzieć o sobie, jak na moto wsadziłem swoje dupsko dopiero po 40...? :-)
A do tego po motocyklu jeszcze bardziej wyluzowałem w puszce :-)))

Odnoszę wrażenie, że wraz z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę, a rośnie na święty spokój. Proste ćwiczenia z zegarkiem w ręku pokazują bezsens nieprzytomnego gnania. Różnica na trasie 200km rzędu 15-30minut nie uzasadnia kilkukrotnego wzrostu parametru ryzyka. Kto przeszedł przez likwidację szkody, serwisy, naprawy... zazwyczaj pamięta to długo... o lekarzach nie wspomnę.
+++
Wątek lekarzy godzien jest osobnego ujęcia. Każdemu niewyżytemu za kółkiem/kierownicą polecam wcześniejszą wizytę w szpitalu i zapoznanie się z osiągnięciami polskiej służby zdrowia. Szczególnie pouczająca jest izba przyjęć... Za te parę minut szybciej? Nie warto...

Gnanie w długiej trasie ma dla mnie jeszcze jakieś sensowne uzasadnienie. Ale w TRASIE przez duże T. Czyli 200-400 i więcej kilometrów, po dobrej drodze. Wtedy zawsze wole lecieć autostradą te umowne 130km/h z dobrym polem widzenia i wręcz czując jak znika dystans niż się tłuc 60km/h po krajówce za śmierdzącym PKSem przez 5 godzin zamiast 2. Inaczej zmęczony wysiadam.
Co innego miasto. Bardzo ale to bardzo konsekwentna, agresywna jazda z milionem manewrów, zmian pasa.. itd na takim miejskim odcinku 12-20km to MOŻE realnie da ze 3 minuty zysku (średnio). Jeżeli na chwilę odpuścisz to poprzedni kwadrans dzikiej jazdy traci sens - a zysk i tak nędzny.
Ile razy widzę klienta w Alejach Jerozolimskich który ciśnie lewym z Pruszkowa, zmienia pasy, siada na zderzak i generalnie ^optymalizuje^ cały czas.. i 10-15 minut późnej jest na światłach na Placu Zawiszy jest 3 samochody przede mną - i kiedy się zapala zielone to dzielą nas 3 sekundy. Wiec albo coś poszło nie tak albo po drodze zrobił jeszcze szybkie zakupy w Lidlu..
Ale nie sądzę żeby to dostrzegał. Myślę że jest przekonany że grubo zaoszczędził.
Wczoraj na takiej bocznej asfaltówce jak wracałem skuterkiem wyprzedził mnie taki wojownik jakąś Corsą. Sensu to w zasadzie żadnego nie miało ale czaił się z tyłu i objechał mnie na styk tylko po to żeby być przede mną a nie za mną. Zapewne dlatego że zostawiłem sobie z 10m do tego z przodu żeby mieć czas na awaryjne hamowanie (bo to wiocha i tubylcy tam cuda robią na drodze).
Wyprzedzony byłem jakieś 30-40 sekund bo przy pierwszej drodze z pierwszeństwem koleś zatrzymał się w ogonku jako 5-6 samochód a ja całe towarzystwo objechałem. Tzn nie tak od razu bo się najpierw koło pana zatrzymałem, popatrzyłem mu w oczy przez okienko i potem ostentacyjne objechałem ten ^korek^ :). Musiał się cieszyć :D

Taaa... nasza codzienność :-)
Ja sobie sprawdzałem ostatnio na trasie Warszawa-Radom (E77-S7) z domu do zjazdu Białobrzegi południe (jakieś 70 km). Jak jadę normalnie (100-110 na E77 i 120-130 na S7), to trwa 50 minut. Jak pojadę 140-160 na esce, dotrę do zjazdu w 45 minut... Bez sensu.

ale wawa-radom to raptem 70km szybszej drogi i porównujesz 123-130 kontra 140-160. Wiadomo że szału nie będzie.
Ale porównaj przelot 200km z prędkością 140+ i przelot 200km z prędkością 50-70. To jest realnie 1,5h kontra prawie 5. To jest o co walczyć.
A mam znajomych dla których 5h w samochodzie to nie jest czas jaki dzieci mogą wytrzymać na kanapkach -bo dzieci MUSZĄ zjeść obiad. I się z 5 godzin zrobi 6 albo 7 bo dojdą postoje... itd

Jak jadę gdzieś daleko, to z reguły trzymam się pasa, którego prędkość mi odpowiada. Bardziej odpowiada, no bo jak prawy jedzie 80, a lewy 160, to jednak raczej lewy (na autostradzie czy ekspresówce). Ale jak jadę sam (pusto), to raczej 10km powyżej limitu max.
Tylko skąd te mandaty...?!