ale jeździsz teraz cały czas czy tylko troszkę żeby sie nacieszyć po zakupie i zamierzasz czekać do wiosny/lata ?
Nie, to trochę inaczej jest. Mam samochód, ale do pracy jeździłem tramwajem lub rowerem (szybciej). Wkrótce zmieniamy zakwaterowanie firmy (Mordor) i będę miał dalej + słaby dojazd komunikacją (45minut autobusem jak nie ma korka) + brak (bezpłatnnych) miejsc do parkowania. Stąd pomysł skuter. Państwo tym razem pomogło (weszły 125 na kat.B), więc zamówiłem w zeszłym roku. Odebrałem trzy dni temu, pierwszego dnia przyprowadziłem z Czerniakowskiej do domu (pierwsza w życiu jazda), i teraz korzystam z wolnego tygodnia (ferie), żeby codziennie gdzieś podjechać i nieco się oswoić ze sprzętem. Planów nie robię, bo nie wiem jak będzie z pogodą, ale miesięcznego na luty nie kupiłem i liczę na to, że - jeśli tylko nie będzie lało jak cholera, albo nie będzie padał śnieg z kamieniami i leżał po kolana - zacznę już normalnie, codzienie brykać na nim do pracy. Daleko nie mam (Rakowiecka róg Wołoskiej), więc nawet jak zimno - radę dam. Tylko boję się śliskiego, w końcu to tylko połowa kółek, do których się przyzwyczaiłem :-)
Tak DRUID, tęczowe źródełko :-)
Miejsce w sumie fajne, tylko głośno trochę i słabo z parkowaniem samochodu :-)
Czasem i 45 minut krążenia po okolicy, żeby wyczaić cokolwiek.
Teraz może nie tak w centrum, ale fajnie, bo jest miejsce postojowe w garażu (mieści się i auto, i skuter).
Pełen luksus :-) Tylko wyjechać pierwszy raz z -1 nieco się bałem, ale udało się, więcej strachu niż to warte :-) Już chyba tak jest, że z wiekiem człowiek ma większe obawy czy się coś uda, a ja zrobiłem się ostatnio strasznie ostrożny, czyli się starzeję :-)
Coś w tym jest. Z wiekiem coraz bardziej docenia się smak i cenę życia, zwłaszcza jak zaczynają odchodzić nasi przyjaciele. Wtedy po raz pierwszy człowiek zadaje sobie pytanie - dokąd się tak śpieszy gnając samochodem... Czy bycie gdzieś 10 minut wcześniej jest warte wykładniczo rosnącego ryzyka? Czy mamy prawo narażać naszych najbliższych, nasze dzieci, wnuki na bycie bez nas?
Powiem Ci, że nic przez ostatnie lata nie sprawiło mi takiej frajdy jak spokojna podróż latem na skuterku z Mazur do Wa-wy i z powrotem... W upalny dzień, przy słonecznej pogodzie... Skuter to jest to...
Jazda zaś w mieście, gdy są korki i całe miasto stoi... Parkowanie pod wejściem, do każdego obiektu do którego chcemy się dostać... Bajka :)
Prawdę piszesz, też to czuję. Od kilku lat wyraźnie zwolniłem, co nie pomogło za wiele i w nowym (2015) roku uciułałem już 10 punktów. Strasznie mnie to wk..wia, bo za każdym razem było to zdjęcie przy 90km/h w miejscach, gdzie jechałem prawym pasem jako jeden z wolniejszych samochodów. Ale co poradzić, taka karma :-)
Ja zauważyłem, że mnie się generalnie przestało śpieszyć. Po prostu nie muszę już pędzić. Jak jadę z małolatami na pokładzie, to jadę jeszcze bardziej zachowawczo, ale w zasadzie nigdy nie udaje się zgodnie z przepisami, bo z drugiej strony - żeby jechać bezpiecznie dla siebie i dla innych - nie mogę spowalniać ruchu, czyli wszyscy zamiast 50 lecimy 70, zamiast 80 jest 100, a zamiast 90 jest 110. Za dużo, ale gdyby było wolniej, to bym reszcie przeszkadzał, a jak bym przeszkadzał, to by mnie wściekli mijali, a wtedy robi się mniej bezpiecznie - kółko się zamyka :-)
Skuter 125 a nie 50 też kupiłem po to, żeby się utrzymać w sznurku jadących aut, a nie być co chwila mijanym na lusterka przez samochody, którym zawadzam.
Parkowanie przed wejściem, to faktycznie poezja, ale na dalszą miłą podróż będę musiał jeszcze poczekać :-)