Jeszcze kilka lat i patent z omijaniem nowoczesnych paraproduktów za pomoca sprzętów z lat 80/90 się skończy. Normy emisji spalin powiązane z zakazami poruszania się w pewnych strefach miast załatwią sprawę. Jako jedyna droga ucieczki pozostaną nam… zabytki :-)))
Niestety polityka planowanego zużycia a nie planowanej dużej trwałości stała się religią wytwórców podczas planowania współczesnej produkcji.
Ciężko się zarabia na sprzedaży czegoś - ceny są zbliżone, konkurencja duża... itd Ale jak sie już coś sprzeda to trzeba klienta przywiązać serwisem. I za ten serwis kroić. Stad chore skomplikowanie procedur obsługowych które wykonane w warsztacie przez mechanika (nie idącego na skróty) zajmują 2.5h a wg procedury naprawczej ASO zajmują 4-6h.
Uważam że jest to do wybaczenia w przypadku produktów premium - bardzo drogich, skomplikowanych, otapicerowanych, obudowanych.. itd ale produkt dla szarego zjadacza chleba powinien być wymyślony inaczej. Wymiana żarówki nie powinna wymagać ściągania zderzaka i wykręcania lamp tylko powinna być do przeprowadzenia w 10 minut na drodze i to raczej bez narzędzi.
Mam kilku faworytów w dziedzinie sztucznego komplikowania elementarnej obsługi albo zwiększania podatności newralgicznych systemów pojazdu na uszkodzenie w przypadku minimalnej kolizji. Aż szkoda pisać.
Co do samego artykułu to mam odmienne zdanie tylko w jednym punkcie - mercedes beczka nie jest bezawaryjny bo jest ^konstrukcyjnym majstersztykiem^. Jest bezawaryjny bo jest cholernie prosty i toporny i za duże, za grube i za ciężkie ma wszystko - od grubości ścianki silnika zaczynając (a do tego to nie jest wyżyłowany silnik) po zawiasy i sprężyny maski mogące unieść siedzenie 4-osobowego tapczanu kończąc. Inna sprawa że maska z grubej stali waży tyle co tapczan... za to jak ktoś z wieżowca na ursynowie rzucił kumplowi z okna baterie R20 na dach Sklasy z lat 80tych to ledwo lakier poodpryskiwał a wgniotka była prawie niewidoczna. Zestaw regulacji i komfortu to minimum i do tego umieszczone centralnie po środku a nie na każdych drzwiach.. itd. Oni przez 25 nie zmienili pokręteł i przełączników na konsoli. Jest prosty jak patyk, jak kula ze stali. A kule ze stali cięzko popsuć. Natomiast osprzet w starych merach się sypał. tapicerki się rozłaziły, pneumatyka zamków i kanap siadała, nivo bywało kapryśne - ale JECHAŁ bo to nie były usterki silnika i układu napędowego.
ASO żyje głównie z serwisu, bo sprzedaż nie jest aż tak dochodowa, żeby utrzymać salon i serwis. Dokonując naprawy ASO jest zobowiązane do naprawy wg procedury narzuconej przez przez producenta/importera. Mechanik w niezależnym warsztacie po prostu idzie na logikę i na skróty, a mechanik w ASO ma sprawdzić kolejne symptomy zgodnie z narzuconym algorytmem diagnostycznym, a to wymaga czasu, a roboczogodzina ASO to 130pln +.
Tak, taka jest teoria i za to teoretycznie tyle płacisz. Tylko że żadne znane mi ASO tak nie pracuje - chyba że nie da się inaczej. A o to niestety też niestety zadbano żeby się inaczej nie dało. Np nalanie 600ml płynu ekolicznego do dopalania spalin w Range Roverze trwa ponad godzinę - wiec płacisz za godzinną usługę choć polega ona na tym że mechanik podpina butelke i czeka aż spłynie grawitacyjnie zawartość.
Inna sprawa to mechanicy klasy debile-wymieniacze z ASO (zresztą to się tyczy wielu branż i dziedzin). Po to są często takie procedury żeby głąb bez doświadczenia i polotu mógł zdiagnozować usterkę. Do perfekcji to jest rozwinięte w VAG gdzie ^maszyna diagnostyczna^ wyświetla wręcz filmiki pokazujące w której wiązce który kabel albo która śrubka. Tylko że jeżeli procedura serwisowa ASO w skalkulowanym czasie zawiera w sobie to że mechanik ma co chwile wychodzić spod samochodu i oglądać filmik na dedykowanym ASO-testerze to nic dziwnego że płacisz za 6 roboczogodzin a nie za 3.
Mój kolega robiący ze 20 lat w ASO VW ma taki interfejs w domu i czasem z niego korzysta. Tylko że po 20 latach 90% usterek 90% modeli ma w głowie i jeszcze takie patenty które sie interfejsowi diagnostycznemu nie śniły.