Opinie: Skuterzyści i motocykliści - najbardziej znienawidzona grupa na drogach

W artykule czytamy: “Pogarda może wynikać z zachowania motocyklistów. Pędzą po mieście, ile fabryka dała, ich maszyny ryczą jak opętane, niezależnie od pory dnia.” Potem jako zachęta do przesiadki na dwa koła pojawia się taki oto argument: “…aby kierowcy przesiedli się na jednoślady. Co za tym przemawia? Kilka faktów. Po pierwsze motocykl o pojemności 120 ccm osiąga prędkość do 100 km/h – jak na miasto – w zupełności wystarczy” Czyli co? Stań się tym, na kogo przedtem plułeś. I jeszcze to: “Zachęcającym jest też zużycie paliwa – pięciokrotnie mniejsze niż w przypadku samochodu osobowego.” Tak. Jeśli porównamy spalanie moto 125 do Chevroleta Impala z 67 roku. W praktyce - biorąc do porównania nowoczesne auta miejskie - jest to zazwyczaj dwu, maksymalnie trzykrotność. Chamstwo na drogach nie wynika również z tego, że ktoś zrobił prawo jazdy dwa, czy dwadzieścia lat temu. Chamstwo wynosi się z domu lub środowiska, w którym się wychowywało, a czasem ma na to wpływ system szkolenia kierowców, który polega na tym, żeby nauczyć kursanta zdać egzamin, a nie poprawnie jeździć i zachowywać się na drodze.

Mnie auto pali 10l/100km podczas jazdy po Poznaniu. Auto z 2011,więc nie jest to impala z 67. Tylko,że benzyna a nie diesel. Skuter pali mi max 3,5l/100km. Dla mnie jest to spora oszczędność. Pieniędzy jak i czasu. Do tego mam frajdę i przyjemność z jazdy,bo głównie dlatego kupiłem. A,że przy okazji niesie to oszczędności to tylko się cieszyć :slight_smile:

Jeżdżę zarówno skuterem jak i motocyklem, często przeciskając się w korkach. Trochę to dziwne, ale z sytuacjami, które opisuje autor artykułu, spotykam się rzadko. Zdecydowana większość kierowców zachowuje się zupełnie neutralnie, a nawet ułatwia przejazd. Być może rosnąca liczba jednośladów spowodowała, że kierowcy bardziej zwracają na nie uwagę i nie chcą ryzykować. No chyba że na Pomorzu zupełnie inaczej to wygląda niż na Mazowszu czy gdzieś indziej. Natrafiam czasem na sytuację, że samochód jest zbyt blisko prawej lub lewej strony, ale często nie jest to wynikiem złośliwości tylko niezauważenia jadącego z tyłu jednośladu. Czasem wystarczy podjechać bliżej, żeby kierowca zorientował się i ustąpił miejsce. Dobrze jest zastosować w takich sytuacjach gest podziękowania. Zdarzały się owszem przypadki trąbienia czy pretensji, głównie ze strony tych, którzy za wszelką cenę chcieli być pierwsi, ale to raczej przypadku odosobnione. Tego typu zachowania kierowcy przejawiali bardziej wobec tych kierowców jednośladów, którzy na chama przeciskali się w korku, stwarzając wiele zagrożeń. Podsumowując: polska kultura jazdy z pewnością pozostaje w tyle za zachodnioeuropejską, ale porównując to do Europy Wschodniej, RPA czy Ameryki Południowej, nie jest u nas aż tak źle.

A ja bym nie przesadzał z tymi antagonizmami. I takimi artykułami nic nie zdziałacie poza jednak podlewaniem wrogiego nastawienia. Jeżdżę szósty rok po Krakowie skuterem i od samego początku musze przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony postawa kierowców, szczególnie w korkach - ustepowanie miejsca jest na porządku dziennym (uwielbiam jednostki, które jak nie mogą sie odsunąć to składają lusterka). Ale z drugiej strony wyznaję zasadę “kochajmy wszytkie lusterka” i nie wpycham się na żywca, ani tym bardziej nie używam klaksonu - to ja korzystam z ich uprzejmości, więc mogę chwile poczekać. Tak samo staram się nie lawirować miedzy samochodami jak jadą (w korku)bo nigdy nie wiem, czy ktoś nie będzie np omijał dziury. Jadę środkiem, albo jak mi ktoś ewidentnie robi miejsce, albo jak stoi lub ledwo, ledwo się toczy. I jak tylko mogę to dziękuję - trochę to czasem przypomina “wiatrak” bo obawiam sie, że większość nie rozpozna gestu nogą. No i dziękuję nawet jak widzę, że ktoś tylko skręci koła do ustąpienia miejsca. i naprawdę na palcach jednej ręki mogę policzyć “mądrych inaczej”, których spotkałem przez te lata. Szanujmy się na drodze i pomagajmy i będzie ok.

Ja skuterek ma od września zeszłego roku, ale dwa kółka nie są mi obce (od dzieciaka ujeżdżałem na motorynkach czy Jawkach). Do rzeczy: Jak jeżdżę teraz, spotkałem się tylko jeden raz (!) z chamem na drodze (nota bene spoza mojego miasta), który mi zajeżdżał drogę pewnie dlatego, że pod światła dojechałem obok i stanąłem jako pierwszy. Potem chciał mnie zepchnąć. Skończyło się na telefonie na Policję i podanie jego nr rejestracyjnego. To jedyne z przykrych zajść na drogach z jakim miałem kontakt przez te kilka miesięcy. Reszta zdarzeń (raczej rzadkich) to kierowcy którzy mnie nie zauważyli, ale zawsze przeprosili (na co odpowiadam zawsze tak samo podniesieniem ręki) i był uśmiech. Natomiast praktycznie zawsze - jak widzą w lusterku że się kulam obok - zawsze zjeżdżają i robią więcej miejsca żeby się przecisnąć. W odezwie zawsze dziękuję słowami (jak np. ma okno otwarte) albo podniesieniem dłoni. Fakt, że zawsze jadę wówczas bardzo wolno dla swojego i innych bezpieczeństwa. Może mam farta? Może nie działam na kierowców nerwowo? A może moje miasto ma większy procent ludzi kulturalnych niż miasto Pana L.Ś.? Póki co, złego słowa powiedzieć nie mogę o kierowcach aut z którymi wspólnie poruszam się po drogach miasta. I oby tak dalej. Sam zresztą jadąc samochodem i widząc motocykl w lusterku, zawsze odbijam na bok żeby zrobić mu miejsce.

Głupio komentować swój tekst, ale jako że było to tylko streszczenie tekstu z “Metra” to dorzucę i kilka swoich groszy. Skuterem jeździłem po Krakowie. Była to Keeway Cobra 50 ccm. I to właśnie czasy jeżdżenia na skuterze po Krakowie wspominam najgorzej. Wtedy to rzadko ktokolwiek zjeżdżał z drogi (akcje “wszyscy się zmieścimy” jeszcze nie istniały). Normalną rzeczą było to, że nikt po prostu nie zwracał uwagi na jednoślady. Nagminnym zaś było utrudnianie przejazdu. Podjeżdżanie do środka jezdni czy ściganie się na światłach. Pamiętam takie dwie skrajne sytuacje. Pierwsza jak jechałem sobie mostem dębnickim między autami stojącymi w korku. Prędkość to nie była żadna… coś około 20 km/h. I w pewnym momencie pasażer furgonetki po prostu otworzył na oścież drzwi i trzymał je otwarte mimo tego, że cały czas auto powoli toczyło się do przodu. Jeżeli dodam do tego fakt, że kierowca starannie próbował mnie blokować, to trudno mówić o tym, że było to przypadkowe. Druga skrajna sytuacja, kiedy to również na alejach trzech wieszczów (wtedy buspasy jeszcze nie były dla skuterzystów - wtedy jeździło się blisko prawej strony tak, żeby jechać po linii, ale jednocześnie wyprzedzić korek) kierowca złośliwie zajechał mi drogę. Skończyło się na zeszlifowaniu skutera, rozdarciu kurtki, spodni i rękawic. Teraz jeżdżę Hondą Afrika Twin - duże to i ciężkie i przede wszystkim głośne. Raz tylko jeden kierowca próbował mnie zepchnąć w Warszawie z trasy łazienkowskiej. A jako że mam stelaże, to skończyło się na tym, że pan miał skasowany cały bok (przedni błotnik, przednie i tylne drzwi, tylny błotnik). Policja średnio chciała się zajmować tym tematem. Skuterem jeździłem też po Malezji i Singapurze. I chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się, że jest to dzicz na drodze, to wbrew pozorom tamtejszy ruch drogowy ma niesamowitą logikę i w całym tym szaleństwie jest niezwykle bezpieczny. Tam nie ma takiej możliwości, żeby kierowca samochodu jakkolwiek starał się utrudnić życie temu, kto jedzie na skuterze. Niesamowicie wspominam też jedną sytuację, która mimo iż wyglądała niefajnie była bardzo pozytywna. Jako że w Malezji obowiązuje ruch lewostronny, na początku trochę ciężko przyzwyczaić się do tego kto którędy jedzie. Do tego ruch uliczny jest naprawdę skrajnie intensywny. I tak próbowałem wjechać na jakieś skrzyżowanie. Nagle usłyszałem po prawej stronie klakson. Ale nie było to klakson w stylu “spie…j” , ale raczej “uważaj”. Bo rzeczywiście - pchałem się facetowi pod maskę. W pierwszym odruchu byłem na gościa wkurwiony, bo jak śmie na mnie trąbić… ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że chodziło przede wszystkim o moje bezpieczeństwo (i jego maskę). Po kilku dniach już wiedziałem, że tam każdy uważa na skutery, a klakson służy do ostrzegania, a nie opier**nia. Wracając do Polski - może sytuacje które opisał L.Ś. nie są nagminne, ale na pewno nie należą do rzadkości. Zaś ich agresywność i często wulgarność sprawia, że głęboko zapadają w pamięć.

Ruch jest duży. Samochodów tysiące. Dziennie mijam ich setki. Gdyby podejść do tematu w kategoriach statystycznych, to złośliwi kierowcy stanowią plus, minus 1%-2% codziennie spotykanych na drodze. Dużo to, czy mało? Dla ludzi łatwo się irytujących, bądź podenerwowanych to dużo… Dla spokojnych i zrównoważonych - ilość w granicach błędu statystycznego. Większe zagrożenie i problem zarazem stwarzają kierowcy nieuważni, rozmawiający przez telefon, jadący z nadmierną prędkością, bądź zwyczajnie niedoszkoleni i niedoświadczeni. Bardziej cieszą mnie jednak coraz częstsze oznaki ewidentnej życzliwości, zjeżdżanie na bok… Kilka lat temu trudniej było o takie gesty…

Często tak jest, że negatywne sytuacje i zachowania głęboko zapadają w pamięć, a następnie są eksponowane tak, jakby były czymś powszechnym. Szkoda, że nie podkreśla się również tych pozytywnych zachowań. Może warto - jako alternatywę - zamieścić drugi artykuł opisujący uprzejmość kierowców aut wobec jednośladów? Z pewnością wzrost liczby motocykli, motorowerów i skuterów ma wpływ na zachowania kierowców samochodów i to w ostatnich latach staje się coraz bardziej widoczne. Takie akcje Policji typu “zmieścimy się wszyscy”, jakie miały miejsce np. w Krakowie, na pewno przyczyniają się do większej akceptacji jednośladów i zwracania na nie uwagi. Nota bene Komenda Główna Policji uznała to za indywidualną akcję małopolskiej Policji, a opinie, że jednoślad i wieloślad mogą jeździć koło siebie jednym pasem nie uznała za oficjalne stanowisko całej polskiej Policji (w tej kwestii toczą się spory, bo przepisy prawa o ruchu drogowym nie są do końca precyzyjne). Na pewno warto przyjąć pewną bezpieczną strategię poruszania się w korku, aby nie stwarzać zagrożeń i być przewidywalnym. Przykładowo: unikać nerwowych i gwałtownych ruchów, przejeżdżać obok aut, gdy stoją (omijanie), bądź też wyprzedzać je, gdy poruszają się z bardzo małą prędkością. Oczywiście należy właściwie ocenić odstęp: łatwo bowiem o konflikt, gdy np. na siłę chcemy przejechać, miejsca jest “na styk” lub za mało, a samochód choćby chciał nie ma jak zjechać na bok i ustąpić. Widząc groźbę zahaczenia lusterek, z pewnością możemy spodziewać się ostrzegawczej lub negatywnej reakcji kierowcy, zatroskanego o los swojej puszki. Dlatego kiedy nie ma szans na przejazd, trzeba po prostu zrezygnować i poczekać.

Jeżdżę od pięciu lat po trójmieście motocyklem i absolutnie nie spotykam się z tym o czym pisze autor. Przez dwa sezony jeździłem 125 i też nic takiego nie miało miejsca. Mało tego, ostatnio jest coraz lepiej i wielu kierowców ustępuje miejsca. Mam wrażenie, że pan Leszek jest zupełnie oderwany od rzeczywistości, zresztą cały artykuł wydaje się jakby wyssany z palca i nie wiadomo czemu ma służyć. Chyba tylko temu żeby wzbudzić sensację. I do tego to czarnowidztwo, nic tylko się przesiąść na autobus. Nawet chłopaki z Motogena piszą że jest coraz lepiej, a oni też chyba jeżdżą po Warszawie. Dziwny artykuł, bzdury wyssane z palca, albo pisany na zamówienie. Może niech pan Leszek nie pokazuje palca kierowcom to nie będzie się spotykał z taką agresją.

Tydzień Aldo dwa temu miałem taką sytuację jadąc do pracy miałem przed sobą gościa zjechał do lewej krawędzi pasa po chwilce jazdy za nim włączył spryskiwacze które elegancko psikały wszędzie w tym na mnie ale nie na samochód tak więc idioci jednak jeszcze występują

I sądzisz, że włączenie spryskiwaczy było specjalnie wycelowane w Ciebie, tak? Ehhh. Sam mam tak ustawione, że jak stoję czy jadę wolno to walą tylko w górę szyby a reszta leci za auto. I mam gdzieś to, że komuś za mną pochlapię maskę, przecież nie robię tego celowo. Mam ustawione tak, że jak jadę szybciej to spryskują całą szybę. Dlatego, że po mieście jeżdżę mało, a głównie poza, więc dla mnie to idealne rozwiązanie. Co do przeciskania się w korkach. Sam to robię. Na początku dość nieśmiało, bo nie miałem wprawy. Nadal może jej nie mam, ale już mam więcej odwagi. Część kierowców zjeżdża aby ułatwić. Raz zdarzył mi się taki, co specjalnie zjechał, ale tak aby uniemożliwić przejazd. Po prostu brak słów. Jak kierowca z pasa obok zjechał abym jednak dał radę przejechać, to tamten jeszcze bardziej zjechał,aż na sąsiedni pas, więc i tak nic z tego nie wyszło. I weź tu takich zrozum.