Opinie: Jazda motocyklem na prawie jazdy B: Jeszcze w 2014 roku?

Mnie jeszcze interesuje, jak zareagują sprzedawcy skuterów. Chwilowo różnica w cenie między 50tka, a 125tką jest niewielka. Boję się, że po wejściu ustawy mogą wywindować ceny , jak idioci.

haha, dobre. Oby jak najszybciej weszly przepisy, serio. Gadanie ze ktos wezmie 125ccm i zacznie szalec i stwarzac niebezpieczenstwo. Ja nie jezdzac na dwukolowcach narazie boje sie wsiasc na skuter, a co dopiero na 125ccm i nawet jak by dzis weszly przepisy to na poczatek balbym sie jechac ponad 60KM/h. Dla mnie najwazniejsze byloby tylko to zeby miec moc do wyprzedzenia, do ucieczki z jakies niebezpiecznej sytuacji, jednak ten zapas mocy zawsze potrzebny i nie trzeba sie wlec z predkoscia rowera ( zakladajac ze ma sie seryjny skuter bez zdejmowania blokad itp, itd. )tylko mozna dorownywac innym pojazdom na drodze co jest wiele bezpieczniejsze.

Ja tam jestem za taka zmianą, ożywi się klasa 125ccm która dziś praktycznie nie istnieje, kto chce jeździć skuterem 125ccm to i tak jeździ, mają porejestrowane na motorowery i sie jeździ, w wielu krajach od wielu lat jest możliwość jazdy 125ccm na kat B i nie ma problemu związanego z większym zagrożeniem na drodze a może nawet jest przeciwnie, nie sadzę też żeby Polscy użytkownicy skuterów 125ccm byli głupsi od takich włochów itp. Ja posiadam skuter 125ccm 15 koni 11kW, zarejestrowany na 50ccm, a właściwie 50ccm przerobione na 125ccm rozpędza się do około 120km/h a w rzeczywistości to jeżdżę nim 65-70km/h bo tak mi jest najwygodniej, drogi mam fatalne masa nierówności skuter ma małe koła 14 cali i wcale nie jest fajnie jechać szybciej niż 70km/h ale nikt mnie nie obtrąbia nikt mnie nie spycha i nikomu nie przeszkadzam tak jak ma to miejsce w klasie 50ccm który to jadąc pod górę zwolni do 30km/h i tak pełznie, 125ccm żeby pod jaka górę jechał i jeszcze może jechać pod wiatr że kask z głowy zdziera a skuter te moje komfortowe 70km/h utrzymuje z manetką na pół gwizdka bez żadnego problemu. I właśnie dla tego zdecydowałem sie na przeróbkę bo jak miałem skuterek 50ccm i jechałem pod dużą górę i duży wiatr to tak się zastanawiałem czy jak bym go nie zatrzymał w środku góry i nie pchnął dziada do rowu to czy pieszo nie szedł bym szybciej. A tu teraz czytam rządzący szykują taki miły gest nie sądzę żebym skorzystał z takiej możliwości jeśli wejdzie w życie, może kiedyś jak mój skuter pójdzie na emeryturę, na razie służy mi wyśmienicie, ale pod pomysłem podpisuję się rękami i nogami.

W moim odczuciu proponowana zmiana idzie w dobrym kierunku natomiast na obecna chwile wciąż nie wiadomo czy i w jakiej formie wejdzie w życie.
Warto mieć na uwadze, ze w innych krajach UE tam gdzie prawo dopuszcza poruszanie się na motocyklu 125cc korzystając z prawa jazdy kat. B udogodnieniu temu często towarzysza pewne warunki / ograniczenia. Np. w UK w przypadku kat. B i 125cc: i) wymagane jest ukończenie jednodniowego szkolenia CBT ii) istnieje obowiązek przyczepienia plakietki L do motocykla iii) obowiązuje zakaz zabierania pasażerów.
IMO zamiast wyczekiwać jakiś zmian, osoby zainteresowane motocyklami o wyższej pojemności / mocy powinny zwyczajne zapisać się na kurs i zrobić kat. A - tym bardziej, że egzaminy raczej w przyszłości prostsze się nie staną (raczej da się zaobserwować odwrotny trend) a i 125cc po krótkim okresie przystosowawczym myślę ze pozostawi wielu pewien niedosyt.

Pozdrawiam, MtothaJ

Rano w TVN odbyła się dyskusja (link zamieszczony powyżej przez R2_D2 ) gdzie przedstawiciel Komendy Głównej Policji stwierdził, że przedstawione zmiany w zasadzie są słuszne ale konieczne i niezbędne jest szkolenie gdyż przesiadka na 125tkę niesie w sobie pewne (w sensie 100%) ryzyko co najmniej kalectwa jeśli nie śmierci. Jako,że naszej policji bardzo zależy na naszym bezpieczeństwie, najlepszym lekarstwem na to ma być wysupłanie z naszych kieszeni kilkuset ( a kto wie czy nie więcej) złotych na szkolenie praktycznej jazdy na 125tce. Śmiać się czy płakać. Najprawdopodobniej szykują się by wydymać nas z uśmiechem na ustach i dobrym słowem o bezpieczeństwie naszych tyłków. Tak, to Polska właśnie. Tyle w niej mamy wolności i własnej inicjatywy na ile ci pozwolą. Może właśnie dlatego młodzi wybierają choćby Anglię a tu pozostają małolaty i stare zgredy. Dość narzekań, jak by powiedział wierzący „ będzie co Bóg da „.

Propozycja zmian dotyczy pewnej specyficznej grupy, która posiada już uprawnienia do kierowania pojazdem. Mówi się o trzy letnim posiadaniu kategorii B nie wiążąc tego z umiejętnością poruszania się silnikowym dwuśladem. Piszę silnikowym by komuś nie przyszło do głowy, że skoro umie jeździć na rowerze to jest Ok. Jazda motorowerem ma swoją specyfikę i trzeba jednak przejechać trochę kilometrów by czuć się na nim bezpiecznie. Tego nie zapewnią żadne kursy tylko przejechane w trasie kilometry po różnych drogach w słońcu i w deszczu. To jest prawdziwa szkoła i dlatego proponowałem by posiadacze kategorii B dopiero po dwóch latach jazdy motorowerem mogli ubiegać się o A1. Była to propozycja zmian w przepisach, która wiązała posiadaczy kategorii B z pewną umiejętnością – mniejszą lub większą - poruszania się na motorowerze. Propozycja poselska poszła inną drogą, łagodniejszą w stosunku do kierowców, nie wiążącą ich z umiejętnością jazdy motorowerem ale za to ograniczającą możliwość poruszania się 125tką do bezstopniowej przekładni. Pierwszą część propozycji jak najbardziej popieram , to ograniczenie nie bardzo rozumiem. Widać, że szanowna komisja nie bardzo ma pojęcie nad czym proceduje. Przecież mogę iść do sklepu i kupić sobie tak zwany motorower posiadający manualną skrzynię biegów. No a czymże jest taka maszyna jak nie motocyklem i tylko pojemność silnika lokuje ją wśród motorowerów gdyż ani masa , ani uzyskiwane prędkości aż tak bardzo nie odbiegają od 125tek, nie mówiąc już o technice jazdy. Dla mnie każda zmiana w tym temacie będzie korzystna ale obawiam się że skończy się to tak jak napisałem powyżej.

Ale takie kursy są w europie, ostatnio mój brat z Ausrtii robił taki 4 godzinny kurs...

Tylko jak sie tych durniów z WORDA dopuści do koryta a kur będzie kosztował 200zł to gwarantuje ci że każde będzie go robił 2-3 razy.

największa paranoja jak istnieje sto taka że jadę jednośladem na egzamin na jednoślad, NIE ZDAJE GO i legalnie wracam jednośladem do domu.

Konkolewski lobbuje na żecz egzaminów i kursów bo sam dorabia w WORD

to jest tak że jak WORD-y bedą na tym kroić godziwą kase to kompletnie mają w nosie jak beda wyglądac te przepisy.
Jeżeli nie bedą kroić godziwej tylko mniejszą to sobie nadrobią wielokrotnym podejściem do egzaminu.

Jaki jest sens egzaminować człowieka który ma kilka lat prawo jazdy, już rok jeździ jednośladem i zrobił 2000km czy umie jeździć jednośladem którego gabaryty i osiągi nie odbiegają od tego co ma?

Jaki jest sens egzaminować człowieka który ma kilka lat prawo jazdy, już rok jeździ jednośladem i zrobił 2000km czy umie jeździć jednośladem którego gabaryty i osiągi nie odbiegają od tego co ma?

Dlatego jestem za wersją: motocykle (automaty i manuale) 125ccm, po skończonym kursie BEZ jakiegokolwiek egzaminu. Przepisy znam (bo mam prawo jazdy już 3 lata), a to głównie sprawdzają WORDy.

tak, tylko żeby ten kurs nie kosztował 600zł albo nie kończył się wewnętrznym egzaminem za 300.

edit:

i nie boli mnie wydatek 200-300zł tylko obawa że zaczną na tym kosić kase (nadużycia, oblewanie za byle co..itd). Pokusa dla WORD-ów bedzie zbyt silna.

Ludzie nie podchodzą do A bo sie boją egzaminu, że obleją i że to strata kasy. A tu bedą mieli przyjść na 2h, połozyć 300zł i wyjść z kwitkiem. Tłum bedzie nieproszony walił drzwiami i oknami. tylko kroić ile wlezie.

Po pierwsze kurs to niekoniecznie to samo co egzamin. Po drugie argument o wystarczających umiejętnościach bo rok, 2000km itd jest "miękki".

a argument że i tak nawet bez tego kursu moge być na drodze jednośladem jest dostatecznie twardy?
To jak pisałem- tu każde rozwiązanie jest JAKIEŚ.

I ja pisze o egzaminie wewnętrznym. On nie musi być państwowy ale może dać podstawę do nieukończenia kursu i podejścia jeszcze raz.

No i ile ma trwać taki kurs? 20 godzin jazd? 10? to de facto pełny kurs na prawko ale bez egazminu - przygotowanie sal, placu, sprzętu i sie okaże że to 600zł ma kosztować.

No chyba że tak jak tu ktoś podał przykład z niemiec - 3h i masz.
Realnie- czego nauczysz człowieka w 3 godziny mając grupe 20 osób?

Sebastian437 napisał:

Konkolewski lobbuje na żecz egzaminów i kursów bo sam dorabia w WORD

Z rozmowy w TVN24 wynika, że Marek Konkolewski jest tylko za obowiązkowym szkoleniem w OSK, które nie wiązałoby się z dodatkowym egzaminem dla kat. B na 125-tki.

watermelon napisał:

Jaki jest sens egzaminować człowieka który ma kilka lat prawo jazdy, już rok jeździ jednośladem i zrobił 2000km czy umie jeździć jednośladem którego gabaryty i osiągi nie odbiegają od tego co ma?

Dlatego jestem za wersją: motocykle (automaty i manuale) 125ccm, po skończonym kursie BEZ jakiegokolwiek egzaminu. Przepisy znam (bo mam prawo jazdy już 3 lata), a to głównie sprawdzają WORDy.

W sumie się zgadzam. W przypadku, gdyby uprawnienia te miały objąć motocykle 125 cm3 z mechaniczną skrzynią biegów, to szkolenie, ale bez dodatkowych egzaminów (na wzór francuski czy angielski), ma rację bytu. Nie ma natomiast większego sensu, jeśli ma dotyczyć tylko automatów, w których operowanie ogranicza się głównie do kręcenia manetką.
Jeżeli już miałoby być to szkolenie obowiązkowe, to na pełne uprawnienia wynikające z A1. Można by to posłużyć się przykładem szwajcarskim, gdzie posiadacze kat. B przez określony czas mogą przystąpić do 8-godzinnego szkolenia praktycznego na 125 cm3, dzięki któremu mogą uzyskać wpis A1 w prawie jazdy bez dodatkowego egzaminu. Daje to dodatkowe przywileje poza granicami kraju - można jeździć na 125 cm3 w całej UE i tam, gdzie honorowane jest międzynarodowe prawo jazdy, w którym też jest poz. A1.

http://de.wikipedia.org/wiki/F%C3%BChrerschein_und_Lenkberechtigung_%28%C3%96sterreich%29#Code_111_.E2.80.93_Motorr.C3.A4der_bis_125_cm.C2.B3

I takie coś ma sens, a nie szkolenie na sam automat, które ważne będzie na dodatek tylko w Polsce i jeszcze będzie się wiązało ze zmianą prawa jazdy w celu dokonania wpisu, jak to było w pierwotnej propozycji ustawy. Jak już coś takiego proponować, to z głową.

Od biedy można też zrobić dwa warianty:
1) z automatycznym sprzęgłem (nie skrzynią biegów, bo to mało precyzyjny termin) bez dodatkowego szkolenia;
2) pełne 125 bez ograniczeń po dodatkowym szkoleniu i wpisem A1.

Ale tak hojne to raczej nasze władze nie będą. Swoją drogą ciekaw byłbym ceny takich kursów praktycznych. OSK by się z pewnością ucieszyły: po okresie stagnacji znalazłyby niemało chętnych zapewne.

żeby sie nie okazało że cała to ustawa której idee popieramy to pomysł na nabicie kabzy ośrodkom szkolenia kierowców i urzędów (wymiana prawka..itd- płatne)
Na zasadzie: dostajesz niewiele więcej niż i tak masz a bulisz jak za zboże.

Na 100% trzeba będzie tu komuś za coś zapłacić. Cena powie nam jaki był zamysł tej akcji.

Uważam że lepszym byłoby stwierdzenie, że jeżeli do tej pory ustawodawca nie wymagał weryfikacji umiejętności jazdy motorowerem dla posiadaczy prawa jazdy kat. B to wymaganie takiej weryfikacji przy podobnym gabarytowo sprzęcie jest naciągane.

Trzeba jednak pamiętać, że w stosunku do standartowej 50-tki, 125-tka ma:
- 150% wiekszą pojemność
- ok. 300% większą moc.
jeżeli stwierdzimy że mają porównywalną wagę, to śmiem twierdzić że sam stosunek mocy do masy będzie narzucał zmiany w technice jazdy.
Wydaje mi się, że koncepcja kursu nie dotyczy kwesti technicznych czyli gdzie gaz, gdzie hamulec, tylko wykazania, że potrafi się opanować maszynę.

Prosty przykład
Często widzę jak posiadacze 50-tek wykonują "ostry start" z full manetką. Przy mocy 3,5 KM raczej nic się nie wydarzy i ruszą do przodu. Jeżeli tego samego nawyku użyją przy 10,5 ĶM to kierunek jazdy może nie być już taki oczywisty.

ale ja mam pewnie dużo więcej jak 10.5KM i moge sobie założyć ogranicznik na prędkość. Do tych 45km/h rozpędze sie w 3 sekundy i po prostu nie pojadę szybciej.
A to już dość żeby rozwalić sobie dobrze łeb.

Można zrobić 10-konną 50tke nie ograniczając jej obrotów a prędkość samego skutera. Te wyliczenia mocy do masy to sobie można w każdym razie mocno podyskutować. Wciąż rozmawiamy o pojemności wielkości połowy średniej szklanki.
reszta jest bardzo porównywalna bo jak wiesz dużo sprzętów ma silniki 125/50 wkładane zamiennie w fabryce i czasem mają gest bo z tyłu dodadzą tarcze. Albo i nie.

Wg mnie 50 od 125 zauważalnie nie odstaje osiągami. 300% mocy. Słusznie. Ale jakiej MOCY? Jaka jest różnica miedzy zdeptaniem 1 mrówki lub 3? żadna. A ktoś powie że to już rzeź.

Nie jestem w stanie obalić żadnego z twoich argumentów. Są racjonalne i bezdyskusyjne. Ale mam też własne na poparcie ciut innej koncepcji całości - i też się trudno nie zgodzić. Inaczej to widze

po prostu temat jest taki że wszyscy mają racje i słuszne argumenty ale JAKIEŚ rozwiązanie trzeba przyjąć.

jest inna sprawa. BAZA DO MODYFIKACJI. Skoro teraz masowo przerabiają 50 na 70 tak że do 100-120km/h jeżdżą jak turystyczne 500 o masie 200kg- to to co w majestacie prawa zrobi tuning pojemności większej o 150%... to jest tylko kwestia pieniędzy i to wcale nie jakichś ogromnych.
Można w ustawie zapisać ograniczenie mocy do masy - tylko bez czarowania - kto to zweryfikuje bez rozłożenia motocykla na atomy i np złamania zabezpieczeń blokady modułu?

Dobre jest to że ta ustawa nie daje uprawnień wszystkim a tym co już jeżdżą (przynajmniej potencjalnie- moja żona ma prawko z 10 lat i nie jeździła po egzaminach nigdy nawet samochodem) i znają i już czują respekt dla ruchu ulicznego.
To nie jest podarowanie 125-tek 14-to latkom.

A ja już myślałem, że w tym cudnym kraju, taki ktoś nieco kumaty i nieco władny sobie tak pomyślał, że skoro miasta stają się coraz bardziej zakorkowane i robi się z lekka zwykły gnój na drodze (zwykle jedna puszka to jeden kierowniczy czy tam teraz i kierowniczka nawet) i trzeba coś usprawnić w tym temacie i dać może temu ludowi ciemnemu w łapy jakie grabie i niech każdy dorosły sam sobie nieco pograbi (odpuści sobie ten samochód na rzecz jakiego popychadła, a niechby tylko z taką przekładnią CVT). Niestety, ja tutaj długo już żyję i tę kolej rzeczy znam. Będzie to płatne w jakiejś formie, bo dziura budżetowa jest tak wielka jak pustynia Sahara, a i kieszenie niektórych nadal są przepastne i chętne na grube pliki banknotów. Wielki medialny szum się przy tym robi, ale to jest zwykła zagrywka pod publikę. Kupujecie to? Ja tego nie kupuję, ja tylko uważnie obserwuję to zjawisko. Ale wyborant niech tam ma jaką nadzieję. Będzie coś nowego, ale sam za to też zapłaci z własnej kieszeni. Ktoś też zarobi na tym niezły szmal, cały czas niucham kto nim jest. :-)

Myślenie nie boli, choć łatwą rzeczą zazwyczaj nie jest. Zaiste. ;D

No właśnie. Uważam że ten kurs czy egzamin mimo, że nie do końca załatwia sprawę (osobiście kilka lat mam kat. A, a jednak w tamtym roku potrafiłem koncertowo rozwalić Downtowna przy prędkości.... 50 km/h) to jednak daje jakieś inicjalne pojęcie o umiejętnościach kierowcy i chyba nie jest aż takim wyrzeczeniem, tym bardziej, że nie trzeba będzie robić pełnego kursu i badań lekarskich, a znam kilka osób, które z tytułu wzroku (brak obuocznego widzenia 3d) nigdy badań na moto by nie przeszły, a mają kat. B bo tam wystarczy widzenie jednoczne.

Sama idea zmian w przepisach nie budzi raczej kontrowersji - przynajmniej ze strony kierowców – ale już zaproponowana forma jej wprowadzenia - raczej tak. Piszecie jak to wygląda w krajach gdzie to już funkcjonuje. Jest jednak zasadnicza różnica w poszanowaniu prawa przez urzędników i ogólnie ludzi tam a u nas. Sami wiecie, że polskie ośrodki egzaminacyjne to maszynki do zarabiania pieniędzy, w których wszystkie chwyty w stosunku do egzaminowanego są dozwolone i stosowane. Oczywiście nasuwa się pytanie – kto będzie weryfikował umiejętności takiego kursanta. Myślę,że WORDy raczej nie odpuszczą a za darmo takiej weryfikacji nie przeprowadzą. Kurs , oczywiście w ośrodkach szkolenia, a to będzie dobry sposób na odkucie się po zapaści w szkoleniu tak na B jak i na A. Jestem przekonany, że tanio nie będzie. No i oczywiście wpis w prawie jazdy, kolejna kasa do wyłożenia. Może się okazać,że uzbiera się niezła sumka. Gdyby tak to miało wyglądać to czym by się to różniło od obecnej formy uzyskiwania A1. Jeśli zrezygnowano by z egzaminu weryfikującego umiejętność jazdy pozostawiając obowiązkowe szkolenie to jaki to miałoby sens. Jeżeli rezygnuje się ze sprawdzenia nabytych na kursie umiejętności ( pozostawienie tego w gestii szkolącego jest przecież nie do przyjęcia) jedyny jaki się narzuca to chęć zarobku, wyciągnięcie pieniędzy za możliwość jazdy na 125tce.
Osobiście nie byłbym przeciwny jakiej formie sprawdzenia moich umiejętności gdyby się to wiązało z przyznaniem mi pełnych uprawnień związanych z A1. Taki egzamin musiał by być jednak jasno określony by nie stwarzać możliwości do przekrętów, gdyż pomysłowość urzędu nie zna granic. Natomiast umiejętność jazdy pozostawił bym w gestii kierowcy chcącego przejść na A1. Czy pójdzie na kurs, czy nabędzie praktyki poprzez jazdę motorowerem to już jego sprawa. Trudno mi się zgodzić z tezą, że jazda 125tką jest tak różna od jazdy motorowerem, że wymaga osobnego szkolenia. Mój skuter to 50tka o masie 120 kilogramów, którym mogę jechać z prędkością 70 km/h. A gdy podmienię mu cylinder na 70cm3 spokojnie przekracza 80 , i to na seryjnych nie tuningowych podzespołach. Gdyby go stuningować spokojnie przekroczy 100. Więc gdzie tu różnica. Od 36 lat prawo jazdy B i kilkaset tysięcy przejechanych kilometrów różnymi samochodami. 35 tysięcy kilometrów przejechanych swoją 50tką po drogach całej Polski. Zastanawiam się czego jeszcze mógłby mnie nauczyć taki kurs. Nie widzę żadnych korzyści, które mógłby mi dać, a mam wrażenie graniczące z pewnością, że dotyczy to większości z nas.
Jeśli już wprowadzać zmiany to jak najbardziej przyjazne, tanie, nie absorbujące czasowo. Wtedy to będzie miało sens.