Popieram w 100℅. Sam nie chcę być tak ^naciągany^, więc nie robię tego innym. To, co szukam/oglądam/znajduję w necie - zazwyczaj kupuję w necie. Co znajduję/oglądam/przymierzam w sklepie - kupuję w sklepie. Dla mnie to kwestia elementarnej przyzwoitości. Nawet częściej jest chyba tak, że znajdę w necie, a kupię w sklepie. Nie umiem kupować np. ubrań motocyklowych bez wzięcia do ręki, przymierzenia. Co innego akcesoria i części do moto, ale tu bez krzywdzenia kogokolwiek. Szukam, wybieram, klik- zamawiam, klik - płacę.
Najlepszy manewr zrobił kiedyś gościu chcący kupić Jeepa. Akurat takiego miał mój kumpel do sprzedania. Przeszedł Pan, przejechał się, a na koniec powiedział, że chciał tylko zobaczyć jak się to prowadzi, bo chce ściągnąć egzemplarz ze Stanów… Prawo handlu czy zwykła bezczelność?
bezczelność i dziadostwo. Dziadostwo podyktowane dziadostwem a nie potrzebą czy brakiem środków. Mentalne dziadostwo.
Mam takich jednych sąsiadów w bloku (być może jest ich więcej ale ci błyszczą jak perły). Nazywamy ich ^sąsiatki gównozjadki^.
trzeba nadmienić że ich mniemaniu to jest SPRYT oraz OPERATYWNOŚĆ
W każdym fachu takich zawracaczy czterech liter można spotkać. Najlepiej żeby najlepsze jakościowo rzeczy dawali za darmo. Niestety taką polityke jak autor opisuje stosuje bardzo dużo ludzi.
Leszku jeśli chodzi o auta to temat bardzo częsty. Ja sprzedając kilka miesięcy temu swoje auto mało nie rozniosłem ludzi. Po ponad 3-ech godzinach oględzin, wypaleniu połowy zbiornika paliwa usłyszałem na koniec od chłopaczków, że chcieli tylko sprawdzić jak takie auto się odpycha i ogólnie jak się jeździ bo może za kilka lat uzbiera na takie. Ręce mi opadły.
Kilka lat temu miałem taką sytuację, gdy sprzedawałem moto. Kupiec z żonką wielokrotnie mnie nawiedzali pod pretekstem chęci zakupu motocykla. Oglądali, macali, testowali. Po trzeciej ich wizycie nerwy mi puściły, a jeszcze znajomy mi powiedział, że facet na jeździe próbnej - gdy się oddalił - katował ten motocykl na różne sposoby. Później trafiłem na typa na jednym z forum motocyklowym, gdy to opisywał wrażenia z jazd próbnych różnymi motocyklami. Teraz trzymam się zasady - chcesz się przejechać, to kasa na stół. Ogólnie, to jestem chory, gdy mam sprzedawać jakiś pojazd. Wystarczy doświadczyć kilku telefonów/odwiedzin niedoszłych kupców, by zacząć rozumieć Mirka handlarza.
Miałem do tej pory więcej szczęścia sprzedając samochody, czy jednoślady. Brał zawsze pierwszy klient, pewnie jest to kwestia dobrego opisu, stanu i atrakcyjnej ceny. Jak wchodzę do sklepu/salonu pooglądać, to mówię na wstępie że tylko oglądam, żeby się człowiek nie nagadał bez sensu. Chyba, że mu się nudzi, to pogadać zawsze można. Wynika to pewnie również z tego, że mam mało czasu na zakupy, nie chce mi się łazić, dotykać, marudzić. Idę po zakup konkretnej potrzenej mi rzeczy, z reguły o produkcie już sporo wiem, bo czytałem. Sporadycznie ma miejsce sytuacja, że sprzedawca mnie na coś namówi, albo wpłynie na zmianę produktu na inny. Musi naprawdę sporo wiedzieć i umieć to pokazać (zainteresować mnie, przekonać).