Dzisiaj spotkało mnie nieszczęście, ponieważ kręciłem się po mieszkaniu, aż w pewnym momencie kątem oka zauważyłem przez okno, że jednoślad leży. Zerwałem się szybko, ubrałem i wyleciałem na dwór, żeby go postawić. Teorie są trzy, dlaczego się położył:
Mafia (Ostatnio mi przebili opony w samochodzie i bratu, bo weszliśmy na ego jednego babsztyla, po jakimś czasie, jak policja sprawę umorzyła, przebili opony kolejnemu). Mogli z kopniaka przyłożyć i po robocie.
Dzieciaki (W okolicy kręcą się gówniarze z ADHD), często niebezpiecznie blisko kręcą się Junaka.
Wiatr (Równie prawdopodobny jak pierwsza opcja). Chociaż gorsze w okolicy miałem wiatry, kufer na bagażniku, a co za tym idzie większa powierzchnia oporowa, a się nie wywalił, mimo że plandekę miał na sobie.
Zamontowałem do jednośladu gmole (po swojemu, bo fabrycznie pasują do silników 125, a ja przerobiłem, żebym mógł przykręcić je do pięćdziesiątki). Całe po boku zeszlifowane do warstwy oryginalnej farby proszkowej (Przynajmniej nie do gołej blachy, nie zacznie rdzewieć), no i lusterko się przekręciło. Jak na złość wypiąłem już akumulator na zimę, więc trochę mi to zajęło, zanim wygramoliłem się z nim na dwór. Pod jednośladem było dosyć dużo paliwa (tęcza na kostce brukowej) i parę kropel oleju. Czy to normalne (Silnik asfaltu nie dotknął)? Jednośladem się przejechałem, oleju nie gubił już, ale po dłuższym postoju jeszcze tęcza pod ramą się pokazywała (Nie bezpośrednio pod silnikiem, tak jakby pomiędzy kołem, a silnikiem). Czy to dlatego, że paliwo mi się w filtrze powietrza zbierało i jak rąbnął to to wyleciało i teraz skapuje sobie z ramy, czy raczej powinienem się martwić i przyjrzeć się problemowi bliżej?
Dzisiaj rozkręciłem go w miarę porządnie, żeby dotrzeć do wszystkich ognisk rdzy, które się pokazały i przy okazji dokładnie wypłukać sól drogową, która już u mnie była sypana. W tym celu odkręciłem bak, oczyściłem jego mocowanie, rdzę na kopce i wydechu też, zamalowałem pędzlem gmole tam, gdzie się przerysowały i po złożeniu wszystkiego do kupy, stwierdzam, że raczej chyba nic więcej już nie cieknie (Chyba). Jednak mam wątpliwości, czy wszytko jest w porządku. Ale chyba taki delikatny wstrząs nie powinien go za bardzo uszkodzić.
Skoro przeżył już dwa upadki, gdzie silnik kontaktował się z asfaltem, to ten nie powinien mieć wielkiego wpływu na bezpieczeństwo, ale to się okaże. Poczekam, aż kostka brukowa wyschnie, motor również i zobaczymy, czy kałuża paliwa ponownie się pokaże.
Mi kiedyś wiatr też przewrócił. Paliwo na pewno wyciekło z filtra i z wlewu zbiornika paliwa, bo u mnie tak było. Na pewno nic mu nie jest i możesz spokojnie jeździć.
To dobrze, że nic poważnego się nie stanie, jednak na wszelki wypadek postanowiłem jednak go przezimować u koleżanki (Ledwo. Miałem zimować u kogoś innego, ale mają bajzel w garażu, więc olałem, inni nie mają czasu i ochoty, więc kurde olałem to podwójnie i chciałem pozostawić go pod oknami. Na złe mi to wyszło. Ale przynajmniej mechanicznie nic się nie zepsuło). Może garaż nie ogrzewany, ale przynajmniej wiatro i mafio odporny (Miejmy jednak nadzieję, że to był wiatr). Akumulator do domu i może na wiosnę odpali.
Zastanawia mnie tylko, na której nóżce go stawiać. Cały rok targało nim, czasami stał na centralnej, czasami na bocznej, nigdy go nie zniosło, a gorsze wiatry były. Pewnie pod złym kątem go ustawiłem względem kierunku wiatru i to wystarczyło.
Znajomy klient mówił, żeby stawiać na bocznej (On ma 901. Rama ta sama chyba, tylko plastiki inne). A moja boczna jest jakaś taka rozklekotana i jak sprawdzałem, to na centralnej stoi pewniej/stabilniej (Muszę zobaczyć czy da radę dokręcić boczną, żeby tak nie latała). To może być kwestia modelu, bo w niektórych motocyklach na bocznej nóżce strach zostawiać. bo łatwo się składa, dlatego jednoślad pod ścianę czy mur, aby zmniejszyć szansę na upadek.
Z drugiej strony największe motocykle nie mają centralnej, bo niby jak ustawić na takowej półtonowe bydle? Stoi i się nie wywala, mimo że bez plandeki ma większą powierzchnię oporową, niż mój z plandeką. Pewnie kwestia dobrego projektu ramy/nóżki.
Ja zawsze stawiam na centralnej. Wyobraź sobie że ciężar na tą boczną nóżkę będzie działał jakieś 4 miesiące. Może się okazać że jak wrócisz do niego to znów będzie leżał bo nóżka nie wytrzyma. Na centralnej stoi prosto, jest stabilniejszy i nie ma takiego obciążenia. Odpalić odpali, zakręć tylko kranik i na pracującym silniku spuść paliwo z gaźnika, jak zgaśnie to będziesz pewien że nic nie zatka dysz po długim postoju. Ja tak robię i nawet po 5 miesiącach odpala bez problemu, wystarczy odkręcić kranik, potem 3 kopy na ssaniu i z wyłączonym zapłonem - następnie włączam zapłon i pali od kopa.
Z jednej strony szkoda, że garaż, do którego go wsadziłem u znajomej, jest ciasny, bo ni hu hu nie da się tam zaprzeć, żeby go na centralnej postawić, ale z drugiej strony jest na tyle ciasny, że daleko nie poleci, bo cały opiera się o jakieś klamoty (Na szczęście takie, które go nie porysują). W tym samym garażu stoi Vespa, więc raczej będą o mojego złomka dbali (A przynajmniej nie zepsują go bardziej, niż jest), jest tam ktoś, kto się na tym zna. Ale po tych 3/4 miesiącach (Zależy kiedy przyjdzie zima i odejdzie), zobaczymy, czy nóżka będzie po złożeniu latać jeszcze bardziej, bo jeżeli tak, to będę musiał go stawiać na centralnej idealnie z ruchem wiatru, aby powietrze go owiewało wzdłuż (Albo nie zakładać plandeki, ale to nie ma sensu. W gorące dni zakłada się, by lakier nie wyblakł, a w mokre i brzydkie, żeby nie zabrudził się, a jak jest brzydko, to i wieje zazwyczaj).
stawianie na centralnej nie polega na zapieraniu się i ciągnięciu motorka w tył “przez nóżke” tylko na stanięciu z góry na tym “uchu” podpórki. Reszte załatwia zjawisko dźwigni.
Masz złą technike
Wiem. Większość czasu się zapominam i robię to na chama, ale tutaj chodzi raczej o szerokość wolnej przestrzeni. Jak motor stawiamy na centralnej, to lekko przemieszcza się do tyłu, a tam na to miejsca nie ma (Żeby wejść między motor a bibeloty też nie). Także tam była możliwość tylko rozstawienia nóżki bocznej, wepchnięcia go na miejsce i oparcie o ziemię i o bibeloty.
Ale racja. Przez większość czasu stosuję złą technikę. Zazwyczaj jak jestem mocno zmęczony (Fizycznie, nie mentalnie, bo jakbym mentalnie był zmęczony to nie powinienem prowadzić), to stawiam go na siłę, albo jak kufer zamocuje, bo wtedy nie mam jak pewnie chwycić jednośladu od tyłu, żeby go “poprowadzić” i wtedy go, powiedzmy podnoszę, przez co jestem jeszcze bardziej zmęczony. No cóż… Może w końcu wejdzie mi w krew stawianie go techniką, a nie siłą.