Witam,
Po zimie pierwszy raz odpaliłem skuterek, odpalił na kopce bez najmniejszego problemu. Akumulator oczywiście rozładowany.
Jak pochodził chwile, czyli chyba się akumulator podładował, to zaczął mi wyć alarm, i jak wciskałem hamulec (czyli zapalało się dodatkowo światełko hamulca) to alarm wył ciszej.
Próbowałem jakoś wyłączyć go z pilota, ale nie reaguje w ogóle (Wcześniej nigdy nie używałem alarmu).
Wyczytałem gdzieś w internecie, że alarm można odłączyć, jest on pod nogami. Więc tak też spróbowałem zrobić. Jak odłączyłem dużą kostkę, to faktycznie alarm się nie włączał, ale nie mogłem zgasić skutera, cały czas chodził, nawet jak kluczyk wyjąłem.
Więc podłączyłem z powrotem. Ale była tam mniejsza kostka i odłączyłem ją. To już podziałało, bo odpala i gaśnie ok, alarm się nie włącza, za to jest coś dziwnego...
Jak mam wyłączone światła, to dodaje gazu a on wchodzi na obroty ale nie jedzie...(jak by jakieś odcięcie zapłonu). Włączyłem światła i było ok, pojechałem w trase. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów, nagle podczas jazdy znów stracił moc, tak jakby się akumulator podładował i odciął zapłon. Co ciekawe jak wcisnąłem hamulec (czyli światło z tylu się włączyło) to jechałem dalej...
Pytanie co z tym fantem zrobić? Może muszę akumulator wymienić i wtedy może dopiero wyłączy się ten alarm z pilota..? Ale nawet przy włączonym silniku nie reaguje na pilota...