Witam! Od dwóch tygodni jestem szczęśliwym posiadaczem Keewaya Cityblade 125. Skuterek naprawdę elegancki, jednak od kilku dni zaobserwowałem dziwny objaw. Otóż maszyna zaczęła jakby gorzej przyspieszać ze startu. Przez pierwsze 250-350 km skuterek po prostu wyrywał spod świateł, tak, że większość aut zostawała w tyle, i to po niewielkim obróceniu manetki. Teraz przyspiesza, ale zauważalnie gorzej. Nie jest to może muł, ale rusza równo z samochodami. Objaw ten jest szczególnie zauważalny na ciepłym, jak skuterek odpalam po nocy to przez pierwsze metry nadal jest niezły “sprincik” spod świateł, potem niestety dynamika spada. Byłem w tej sprawie nawet dziś w serwisie (przypadł czas pierwszego przeglądu po 500 km), gość przejrzał cały pojazd (a przynajmniej tak twierdzi), podkręcił obroty w gaźniku, twierdzi, ze wszystko jest OK, jednak przyspieszenia dalej są na niższym poziomie, tego “sprinciku” co był na początku nadal nie ma. Dla mnie to ma ogromne znaczenie, bo ten szybki start pozwalał mi zostawiać w tyle wszystkie ciężarówki, furgonetki i inne wyjątkowo upierdliwe auta. Problem dotyczy głównie tego nieszczęsnego startu, potem jak już jedzie to śmiga bardzo ładnie.
Pytanie, co może powodować taką sytuację? Skoro serwis nic nie stwierdził, to albo gość nie potrafi dobrze wyregulować maszyny, albo jakaś poważniejsza sprawa - tylko co? A może po prostu “125-ki tak mają”, a ja po prostu nie mam o tym pojęcia i niepotrzebnie panikuję? Tylko jeśli tak, to czemu przez pierwsze 300 kilometrów mógł ruszać jak mała rakieta niezależnie od nagrzania silnika?
To mój pierwszy nowy skuter i zarazem pierwszy o pojemności 125, więc nie mam porównania z innymi pojazdami.
A pamiętasz o docieraniu ? Skuter jak jest nowy pierwsze trzeba dobrze dotrzeć . Może nie dotarłeś go dobrze a nawet przytarłeś jak za bardzo szarżowałeś . Nie musi być aż tak zle ale niewykluczone że to kwestiw nieprawidłowego docierania . Pozdrawiam
Co do docierania, to stosowałem się d rady zawartej w instrukcji obsługi tego skutera: “pokonaj pierwsze 50 km nie używając więcej, jak 3/4 pełnego zakresu ruchu manetki” i rady sprzedawcy by nie przekraczać 7000 rpm (Cityblade ma obrotomierz). Z rad dotyczących docierania zamieszczanych na forum nie korzystałem, ale po pierwsze - producent i sprzedawca chyba wiedzą co robią zalecając pewne zasady, a po drugie skuter jest mi potrzebny jako pojazd na co dzień. Praktycznie od pierwszego dnia eksploatacji służy mi na dojazdy do pracy i w tysiące innych miejsc, więc siłą rzeczy musi się dotrzeć w normalnym miejskim ruchu. Rady żeby cackać się z moto jak Stradivari ze skrzypcami są może dobre jak trzeba dotrzeć maszynę wyścigową albo jakiegoś szacownego klasyka. W przypadku sprzętu powszechnego użytku, do tego na mało wysilonym i relatywnie prostym silniku jakim jest 153QMI, podane powyżej rady chyba powinny wystarczyć by go odpowiednio dotrzeć i żeby nie było jakichś wyczuwalnych podczas jazdy spadków mocy. A poza tym - jakie to szarżowanie 125-ką przy 6500 rpm max (czyli obrotach przy których toto w ogóle chce przyspieszać nieco lepiej niż Wigry 3) i podczas jazdy z prędkościami 60-65 km/h max czymś, co ma podaną prędkość max. 90 km/h? Jazda z niższymi prędkościami po prostu jest NIEBEZPIECZNA w dużym mieście, między innymi dlatego zrezygnowałem z 50-tki.
nie ma takiej możliwości żebyś przez 50km “cackania się” go dotarł. Cała reszta to twój widzimiś który ma się nijak do realiów. Zwłaszcza te “starty” na niedotartym sprzęcie. Skoro ten 8-9KM silnik tak ci “szedł” to mu ładnie dociskałeś.
Teraz go odstaw do mechanika na solidny przegląd, pomiar kompresji i zobacz co masz w efekcie
Ale dużo wskazuje na to że go zajeździłeś.
@Wombat - co do 50 km to się pomyliłem, powinno być 500 km. Czyli tyle, ile miał w chwili przeglądu. To po pierwsze.
Po drugie - pod pojęciem “startu” rozumiem przyspieszenia, które są w stanie zostawić w bezpiecznej odległości ciężkie i powolne drogowe żółwie: autobusy, TIR-y, stare, zdezelowane furgonetki itp. Nie myślę o ściganiu się z osobówkami, zresztą skuter w ogóle nie potrzebny mi do ścigania się tylko do sprawnego poruszania się po mieście. A zostawianie jak najdalej za sobą pojazdów o dmc powyżej 7,5t i drodze hamowania wprost proporcjonalnej do masy to jeden z warunków przeżycia w miejskiej dżungli. Nie przesadzajmy w żadną stronę, to że nie powinno się szarżować nie musi oznaczać rozpędzania się na modłę roweru z doczepnym Gnomem (ten pojazd dopiero przy 4000 rpm w ogóle rusza się z miejsca, więc 6000 rpm to chyba nie jest zbyt dużo?) A obrotomierz cały czas śledziłem i wiem że 6000 nie było przekraczane. Sprzedawca mówił nawet o 7000, więc chyba wszystko było w normie. To samo z prędkościami, magiczne 60 km/h zdarzyło mi się przekroczyć tylko raz i to z górki. Więc chyba nie ma co mówić o “szarżowaniu”. Nawet w instrukcji totalnego glamota Router Bassa zalecali max 40 km/h przy docieraniu, to chyba w 125-ce i to jednak lepszej marki 60 km/h nie jest jakąś przesadą?
Poza tym jakby to był problem z kompresją to chyba objawiałby się w całym zakresie obrotowym, a nie tylko przy starcie. A podczas jazdy nic się nie zmieniło, śmiga jak śmigał.
Poza tym, co jest “widzimisiem, który ma się nijak do realiów?” Stosowałem się w 100 procentach do zaleceń instrukcji i rady sprzedawcy. Producent chyba najlepiej wie co robić z pojazdem we wstępnym okresie eksploatacji a czego się wystrzegać. Przecież to on będzie narażony na reklamacje klientów, jeśli stosowali się do jego zaleceń a i tak coś się spieprzyło. A skoro piszą jedynie o nieodkręcaniu manetki powyżej 3/4 obrotu a ja kręciłem max 1/2 to chyba nic nie powinno się stać. Co do niektórych rad krążących po necie - litości! mamy XXI wiek, życie płynie szybciej aniżeli w epoce syrenek i komarków. Pojazd kupuje się żeby nim jeździć na co dzień do roboty, a nie zalewać cylindry mixolem na zimę jak to zwykli robić dziadkowie w syrenach 105 i regulować zapłon przynajmniej raz podczas drogi Warszawa-Kraków. Najprostsze auto opuszczające dziś salon przez pierwszy rok robi więcej kilometrów niż przeciętna syrena 105 przez całe swoje życie i pokonuje za każdym razem większe dystanse niż “królowa PRL-owskich szos”. Co innego nie wariować z prędkościami a co innego rady w rodzaju gaszenia skutera co 2 km i czekania 10 min czy unikania korków jeśli temperatura powietrza przekracza 25 st. C czy inne tego rodzaju pomysły. Oczywiście szef w pracy baaaardzo wyrozumiale podejdzie do wytłumaczenia “panie kierowniku, spóźniłem się, bo musiałem skuter wyłączać 3 razy na 10 minut, pan kierownik rozumie, on jest na dotarciu”.
Poza tym jeśli faktycznie przy przestrzeganiu zaleceń importera silnik by został zajeżdżony to chyba bardziej potrzebny jest rzecznik konsumenta aniżeli solidny przegląd i pomiar kompresji…
masz taki problem że “wiesz lepiej”. ale spoko. nauczysz się.
Żeliwo dociera się nie 500 a około 1000km - to tak po pierwsze. Po drugie może i mamy 21 wiek ale twój silnik jest z połowy 20 - czyli własnie tak mniej więcej z okresu syrenki. Mało tego nie jest TYM SILNIKIEM hondy który wtedy powstał a jego klonem, kopią wykonaną dość tanio. Nie jego nowocześnie poprawioną kopią (rozwiniętą wersją) z nowoczesnych materiałów a jego tanim klonem.
@Wombat - co do 500 km to piszę o tym dlatego, że skuter dopiero tyle ma a nie że zacząłem nagle jeździć na full.
Po drugie - “masz taki problem że „wiesz lepiej” ale spoko. nauczysz się” - jak mam niby to rozumieć? Nie ja wiem lepiej tylko stosuję się do zaleceń eksploatacyjnych podanych przez importera. To on jako gwarant jest dla mnie punktem odniesienia, nie internet. W internecie znaleźć można różne rzeczy, łącznie z opiniami jak to fajnie prowadzać dzieciaka na ospa party albo że skórka z kota działa dobrze na reumatyzm. A importer wyraźnie napisał co trzeba robić, sprzedawca dodał swoje a ja jeszcze dałem margines bezpieczeństwa - nie 7000 tylko 6000 rpm i nie max 3/4 manetki tylko max 1/2. Więc chyba powinno być OK, nieprawdaż? Jeśli nie to czekam na radę gdzie popełniłem błąd, bo chyba nie w tym, że nie dostosowywałem przyspieszenia na starcie do stojącego za mną Kamaza z gruzem czy Autosana H-9 na ostatnich nogach, zostawiającego za sobą pióropusz czarnego smrodu…
Poza tym w całym cywilizowanym świecie standardem jest odpowiedzialność PRODUCENTA LUB IMPORTERA za należyte poinformowanie użytkownika o zasadach posługiwania się danym przedmiotem, włączając w to również wymogi specjalne, takie jak docieranie. Jeśli jedyną informacją dotyczącą docierania którą dostarczył mi importer jest wpis w instrukcji obsługi o lakonicznej treści „pokonaj pierwsze 500 km nie używając więcej, jak 3/4 pełnego zakresu ruchu manetki” to mam prawo święcie wierzyć, że jest to jedyny wymóg związany z docieraniem. To nie ja mam być ekspertem od skuterów, pralek, komputerów, kulek gejszy, bulbulatorów z przyczłapnikiem tudzież innych bombowców naddźwiękowych, to DOSTAWCA tego rodzaju sprzętu ma zawrzeć w instrukcji zasady użytkowania - i opisać je tak kompletnie, żebym stosując się do instrukcji nie mógł w żadnym razie popełnić błędu wpływającego ujemnie na trwałość urządzenia. A jeśli zalecenia w instrukcji były niewystarczające, jeśli konsument postępując w myśl tych zaleceń jednak uszkodził sprzęt - wówczas ma pełne prawo, jako słabsza, mniej świadoma i stojąca z założenia na gorszej pozycji strona obrotu gospodarczego, domagać się stosownej rekompensaty od sprzedawcy/producenta/importera. Nie dlatego, że produkt był wadliwy, tylko dlatego, że nie towarzyszyła mu stosowna informacja. Doskonale widać jak to działa w najbardziej dojrzałym pod względem praw konsumenta kraju jakim są Stany Zjednoczone. Tam dostawca ostrzega dosłownie przed wszystkim, łącznie z tym, że w mikrofalówce nie wolno suszyć kotka a herbatą w fastfoodzie można się oparzyć. Można się oczywiście z tego śmiać, ale dzięki temu instrukcje do iphonów czy innych drukarek HP są tak przygotowane, ze nawet totalny laik wie wszystko po pierwszym przeczytaniu.
No więc zgłaszaj do usranej śmierci do gwaranta że “gorzej ci startuje”. Reguluj go co 2 tygodnie i wymagaj jako KONSUMENT.
Pozwij kogoś że nie napisano w instrukcji że “wjechanie w drzewo” może spowodować uszkodzenia sprzętu lub śmierć kierującego itd… albo przyjmij że u nas (bez względu na to co ci się wydaje) realia są inne.
Skoro w internety nie wierzysz to nie rozumiem po co się tu rejestrujesz, wylewasz żale i piszesz elaboraty o tym że wierzysz instrukcji i sprzedawcy. Tu usłyszysz wiedzę z internetów a nie z instrukcji - czyli coś co negujesz z definicji.
Trzeba było kupić za 18 tysięcy skuter od yamahy lub hondy a nie jednego z najtańszych chińczyków - i wtedy sobie możesz wymagać. Prawda jest taka że nabyłeś tani sprzęt. Na jego niską cene składa się niska jakość sprzętu, niska jakość opieki posprzdażnej i słaby serwis realizowany ludźmi z łapanki i bez odpowiedniego zaplecza magazynowego.
Albo się szybko doktoryzujesz w dziedzinie swojego skutera albo niestety wciąż będzie coś nie tak.
Dlatego że tak właśnie jest u nas jak się kupi budżetowy sprzet.
A może kolega się po prostu przyzwyczaił do tego jak przyśpiesza 125? Ja po przesiadce z 50 na 125 też byłem pod wielkim wrażeniem, d… zjeżdżała mi z kanapy przy przyśpieszaniu i zastanawiałem się jak toto opanuję ;-D . Dziś po kilku tys. kilometrów moja 125 przyspiesza… normalnie. Nie odczuwam już teraz tego “kopa” jak za pierwszym razem mimo że nic się nie zmieniło. Po prostu człowiek się przyzwyczaja do zachowania moto i przechodzi nad tym do porządku dziennego - tak jest i tyle.
to też jest możliwe ale sobie darowałem tą sugestię bo kolega “wie lepiej” i byś w odpowiedzi przeczytał że chyba ma porównanie bo kiedyś przed kamazem wyrywał jak dzik a teraz idą równo… czy coś w tym stylu.
Co nie oznacza że człowiek nie ma racji - to chińczyk na dodarciu wiec sytuacja jest dynamicznie zmienna.
Inna sprawa że to się niekoniecznie kupy wszystko trzyma bo z jednej strony człowiek pisze że dynamicznie startuje wręcz bryka ale nawet nie przekracza 6000 obr kiedy moc max ma przy 7500 - a to przecież jeden ze słabszych silników.
Wg mojej opinii żeby coś “dynamicznie wykrzesać” z tego pojazdu to trzeba go cisnąć do końca. Tyle że “dynamicznie” to pojęcie względne, subiektywne i zmienne w czasie użytkowania- to o czym pisałeś.
@Wombat: “Skoro w internety nie wierzysz to nie rozumiem po co się tu rejestrujesz, wylewasz żale i piszesz elaboraty o tym że wierzysz instrukcji i sprzedawcy”. - rzecz w tym, że w internetach są różne, wzajemnie wykluczające się opinie. Docierać na ostro albo odwrotnie, na muła, zatrzymywać się podczas jazdy albo nie, unikać korków albo wręcz odwrotnie, miejski ruch i korki to najlepsze warunki. Jednoznacznych zasad docierania również i w internetach nie znajdziesz. Nie neguję z definicji wiedzy fachowej, natomiast nie mogę bazować na czymś co jest ze sobą sprzeczne.
Po drugie nie wiem czy zwykła, spokojna jazda bez szaleństw (jak już mówiłem zostawianie z tyłu śmierdzącego Kamaza spod świateł nadal w mojej opinii mieści się w definicji spokojnej jazdy) ale i bez specjalnego cudowania może faktycznie uszkodzić nowy silnik. Nie sądzę, żeby w tych wszystkich pizzeriach co masowo kupują KAC-e do kurierki ktoś się bawił przez pierwsze 1000 km w każdorazowe grzanie silnika na postoju czy inne zatrzymywanie się po każdych 2 km na 10 minut, a jednak tysiące tych skuterów jeździ i nie ma z nimi problemów. A przecież silnik Agility City to to samo co w moim Keewayu, taka sama kopia GY6 w różnych wersjach (a być może nawet produkowana w tym samym zakładzie co silniki Keewaya). A jednak ktoś toto kupuje i to do najbardziej intensywnej i ciężkiej pracy, a nie wybiera Hondy czy Yamahy za 18 tysięcy złotych.
Po trzecie - ja bym raczej brał pod uwagę inną opcję. Te przeglądy wyznaczone przez producenta nie są bez przyczyny, po tym okresie coś się w skuterze może rozregulować: zawory, gaźnik itp. Na przykład w moim skuterze zaobserwowałem takie cichutkie pierdnięcia w wydech po odjęciu gazu przy jeździe na niższych obrotach, co chyba wskazuje na zawory. Pojawiło się to mniej w tym samym czasie kiedy spadła dynamika, jest ciche, w normalnym ruchu trudno usłyszeć ale jak jest cicho to słychać. Tymczasem serwisant przejechał się po parkingu długości zatoczki autobusowej, gdzie ani nie miał szansy dokładnie rozpędzić tego skutera ani nic, powiedział “według mnie jest OK”. Potem ponoć regulował coś w silniku ale czy tak było to diabeł wie. W każdym razie dynamika się nie poprawiła, popierdywania też zostały. Już nie wspomnę o “jakości” montażu plastików po serwisie - ten akurat Keeway ma bardzo starannie spasowane plastiki, a po serwisie zostały złożone jakby to robiła baba w maglu. Słyszałem o takich przypadkach, że serwis ogranicza się do wymiany oleju, może tak było i tutaj?
I jeszcze jedno - cały czas nie iem, co niby miało być nie tak w moim docieraniu.
no widzisz wciąż wiesz lepiej.
@Wombat - o co chodzi z tym “wiesz lepiej”? Piszę dokładnie jak zachował się serwisant i że moim zdaniem to może być przyczyna że skuter podczas serwisu w ogóle nie został wyregulowany, w zamian otrzymuję odpowiedź “wiesz lepiej”. Dziwne.
najlepiej - jak tu było pisane - odstaw go do jakiegoś pewnego mechanika który ogarnia skutery/moto i niech sprawdzi Ci ciśnienie w cylindrze. Jeśli będą odstępstwa od normy to już wiesz że silnik zajechałeś. Jak będzie ok, to będzie się dalej myśleć co jest powodem. Może np. do napędu dostał się olej, zawilgocił pasek i się ślizga? Przyczyn może być wiele, ale od czegoś zacząć musisz, nie ma co dywagować. Sprawdź kompresję.
Z tym “wiesz lepiej” to chodzi o to że wiele rzeczy ci się WYDAJE.
Wydaje ci się że serwisanci bedą (no bo powinni) przykładać się do roboty przy budżetowym sprzęcie, wydaje ci się że osiągi tego skutera obchodzą kogokolwiek poza tobą.
Zakupiłeś skuter jeżdżący, byłeś na przeglądzie i skuter jeździ. Nie masz w instrukcji podane jak dynamicznie ma jeździć tylko do ilu ma się max rozpędzić… nawet jeżeli na rozpędzenie bedzie potrzebował 9 km prostej drogi.
Samo poskładanie plastików o którym sam pisałeś powinno ci uświadomić jak bardzo srają na to z góry.
Do tego nie masz bladego pojęcia o konstrukcji którą kupiłeś i coś piszesz o XXI wieku i nowych samochodach a jeździsz pojazdem który konstrukcyjnie jest w 1958. Do tego jest na gaźniku wiec jest cholernie zalezny od temperatur (gęstości powietrza), a do tego jeszcze się dociera (wiec wszystko tam jest zmienne).
Moja rada jest taka. Dla świętego spokoju znajdź mechanika który za kase go poprzegląda. Sprawdzi luz zaworów, zmierzy pasek, sprawdzi czy napęd się trzyma kupy, zmierzy kompresje. Jeżeli wszystko jest ok to chwilowo się nie przejmuj zmianami jego zachowania/osiągów tylko porządnie go do tego 1000km dotrzyj. Po 1000km już w zasadzie powinien być taki jaki zostanie. To co jest gówniane to już się okaże że jest gówniane…itd - wtedy dołożysz tą kase której nie zapłaciłeś kupując droższy i powinno to jeździć.
Wtedy go popraw i wyreguluj. Ale licz się z tym że miedzy jazdą w 16 stopniach a jazdą w 32 stopniach bedzie odczuwalna różnica. I nie licz na to że ktoś to zrobi w ramach gwarancji jeżeli sprzęt jako tako jeździ.
Skoro ci gorzej startuje to są możliwe dwie przyczyny (lub ich kombinacja):
- albo silnik jest słabszy na dole
- zmieniła się charakterystyka napędu i startuje z mniejszych obrotów lub innego przełożenia.
Pierwsze może być kwestią regulacji lub usterki lub nieudanym etapem docierania - i to raczej dotyczy cylindra.
Drugie to niestety jeszcze więcej czynników - inaczej pracują rolki w wariatorze lub wariator, rozciągnął się lekko pasek albo zmiękły sprzężynki sprzęgła i łapią wcześniej - przy niższych obrotach silnika (czyli mniejszej mocy).
Tutaj nawet pomaga podniesienie obrotów… ale nie obrotów na silniku tylko obrotów przy jakich złapie sprzęgło - a to się robi przez naciągnięcie(jeżeli sprzęgło daje taką mozliwość) lub wymianę sprężynek sprzęgła na twardsze lub wyższej jakości. Były upały i temperatura mogła im zaszkodzić - tanie były.
@Wombat - chyba bingo z tym wariatorem. W tej pierwszej fazie kiedy miał większy zryw to pod pokrywą wariatora było cichutko, jednostajny, nużacy szum. Od kiedy spadły przyspieszenia spod pokrywy dochodzą jakieś dodatkowe dźwięki, jakieś klepania, stukania, może niezbyt głośne ale jednak. Dzięki za radę, znajdę jakiegoś dobrego fachowca to poproszę żeby zajrzał i tam. Zwłaszcza, że objawy podczas jazdy też by na to wskazywały, obrotomierz pokazuje że się ładnie wkręca a rusza jakby się chwilę “zastanawiał”.
A co do jakości serwisów to niestety jest to w znacznej mierze efekt podejścia samych konsumentów. Zbyt łatwo godzimy się z tandetą, zbyt często odpuszczamy zamiast walczyć o swoje, a co gorsza tym co się słusznie awanturują przykleja się etykietkę pieniaczy. Polak znajdzie 1000 sposobów by usprawiedliwić partacza, który sprzedał mu bubla lub wykonał usługę na odpierdziel. A to sezon i warsztat obłożony, a to zima i nie maił gdzie sprawdzić, a to znowu skuter tak tani że trzeba się pogodzić z lipą etc. etc. Powiem jak to wygląda w UK. Mój znajomy który mieszka tam już od lat jakieś pięć lat temu kupił chiński skuterek. I to nie Keewaya, który wśród chińczyków uchodzi za wyższą półkę, tylko coś pod nazwą Lexmoto Scout, alias Baotian BT49QT- coś tam. Identyczne toto jak nasz Zipp Basic czy inszy Router Bassa. I co? Mimo że sqt kosztował 550 funtów jest serwisowany DOKŁADNIE w tym samym punkcie co bardziej markowe maszyny typu Kymco, robią ci sami serwisanci i przykładają się do tego jak do 5 razy droższej Yamahy. Dlatego tani chinol jeździ już 5 lat, ma ok. 15 tys. mil na pierwszym cylindrze, i na razie nic nie wskazuje na to by miał mieć mniej. Ale w Polsce niestety sami sprowadzamy się do roli chłopów pańszczyźnianych, dlatego jest jak jest. Gdyby połowę tej energii co na hejty polityczne w necie przeznaczyć na nasz narodowy, sarmacki sport jakim jest pieniactwo - tym razem w obszarze praw konsumenta - wówczas byłoby tak jak w UK czy USA. Bo wbrew pozorom to się sprawdza. Mój kumpel przeważnie załatwi to co chce, bo po prostu awanturuje się i pieniaczy do nieprzytomności. Jak napotyka na opór zaczyna od k… a potem - jak u Hitchcocka - napięcie tylko narasta. I to daje efekty. Kiedyś sam przypadkowo usłyszał rozmowę dwóch pań w spółdzielni mieszkaniowej czekając pod działem członkowskim: “Znowu przylazła ta cholera X, załatw szybko tego buraka, zrób co chce, niech ja tej mordy dłużej nie oglądam”. I co z tego, jak szacowna małżonka ciągle koledze kołki na głowie ciosa, że na całym osiedlu ma opinię chama? Zamiast się cieszyć, że wszystko załatwione…
Tak samo ze skuterami. Ludzie robią przeglądy które sprowadzają się do wymiany oleju, dostają sprzęt poskręcany tak, że plastiki odpadną po 20 km i się cieszą albo płacą drugi raz za to samo. Nikt jakoś nie wpadnie na to, żeby typa postraszyć skarbóweczką jak idzie w zaparte (z reguły ci serwisanci wbijają przegląd do książki gwarancyjnej a nie dają paragonu, więc jakby co to gość jest na widelcu). Ale pewnie, lepiej być niewolnikiem z zasadami…
Znajdź sobie kogoś kto przykłada się do roboty i potraktuje sprzęt jak własny. Jest sporo zapalonych motocyklistów którzy mają własne jednoosobowe serwisy i naprawiają moto ludziom; opinii o takich osobach znajdziesz w necie dużo.
Inną opcją jest - jeśli ma się smykałkę - oczytanie się w necie, w serwisówkach, zaopatrzenie się w narzędzia i robienie tego samemu. Wówczas masz pewność że zrobisz dla siebie dobrze. Niestety póki moto jest na gwarancji, jesteś niejako skazany na przeglądy w serwisach żeby tej gwarancji nie stracić (choć są i tacy co od razu olewają gwarancję, wszystko robią sami i pojazdy mają się dobrze jeśli nie lepiej niż po serwisach), a tam nie zawsze przykładają się do pracy - co sam zauważyłeś po złożeniu plastików u Ciebie.
Ja do dużego “serwisu” dałem tylko raz swoją 50-tkę na wymianę łożysk w główce ramy. W efekcie łożyska padły; po prostu założyli jakieś gówniane łożyska z masła które się wytłukły na 2000 km. Oczytałem się, pokombinowałem, sam kupiłem porządne łożysko i zabrałem się bez pośpiechu za robotę. Okazało się, że ta wymiana nie jest taka straszna i można to ogarnąć w godzinę albo i mniej (od postawienia na nóżkach do wyjazdu z garażu). Kosztowało mnie to tylko cenę łożyska i skończyły mi się problemy z kierownicą. Więcej żaden “serwis” mnie nie zobaczył. Do końca robiłem wszystko sam i skuter wyglądał i pracował jakby z taśmy zjechał.
Aktualnego 125 też już ‘serwisuję’ sam, trochę przy nim porobiłem i nic z robionych rzeczy nie nawaliło i nie boję się jechać (vide kompletna naprawa obu hamulców {zacinające się, przeciekające etc.}). Ale mój już daaawno nie ma gwarancji, więc nie mam problemu z musem odwiedzania serwisów.
@Berg, @Wombat - dzięki za rady! Problem się rozwiązał, jak zwykle była to pierdółka której nie wziąłem pod uwagę. Pomogło mi niedzielne mycie skutera, a ściślej - potworny syk i słup pary wodnej jak z myjki zaledwie kilka kropel kapnęło na tylną tarczę.
Okazało się, że jakieś paprochy dostały się na zacisk i nie odbijało klocków od razu. Jak skuter trochę postał to po paru minutach odpuszczało (stąd wrażenie, jakby po ruszeniu na zimnym było OK), podczas jazdy też tarcza w końcu odbiła klocki (a może po prostu je ścierała…) i po rozpędzeniu się też było OK. Natomiast tuż po zahamowaniu w korku czy na czerwonym klocki nie zdążyły do końca odbić, skuter ruszał lekko przyhamowany - i stąd ten “efekt kamaza”. Wyczyściłem prowadnice, napchałem smaru ATE, skuter śmiga jak na początku. Jutro czeka mnie tylko zakup i wymiana klocków, nie ufam czemuś co przez 200 km było regularnie przegrzewane przy startach. Przy okazji obejrzałem dokładnie skuter, i nie żałuję zakupu - pod względem jakości części bliżej temu do Kymco niż typowego Zippa, o Routerze/Torosie nawet nie myśląc.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że sprzęt był cztery dni wcześniej na PRZEGLĄDZIE, wyraźnie mówiłem “fachowcowi” o objawach - i nic. Faktycznie ten przegląd polegał chyba tylko na wymianie olejów…