Jakiś motorowerek do 1500zł z pojemnością 50cm3? Nie zależy mi na osiągach, tylko żeby był tani w eksploatacji i mało awaryjny. W mojej okolicy ciężko z Simsonami, a słyszałem, że to dobre maszyny ;/ Co myślicie o Malaguti F12 z 1998 roku za 1200zł? Albo routerem ws 50 z 2013 roku za 1300zł? Co innego jeszcze polecicie?
Wybierz cos z tego:
>malo awaryjny
>1300zl
A gdyby tak kupić za 1300zł i poszukać gdzieś jakiś dobry silnik i go zamienić? Myślałem nad silnikiem z kosiarki, bo takie są mało awaryjne, tylko, że ciężko będzie zrobić sprzęgło
To po co przerabiać? Po prostu kup kosiarkę i sobie na niej jeździj: http://m.cda.pl/video/12072828
*
Taka jest fajna:
https://www.google.pl/search?q=kosiarka+samojezdna&client=ms-android-bullitt&prmd=ivn&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwjs14Dn5uvNAhXKKJoKHU3QAm4Q_AUICCgB&biw=320&bih=452#imgrc=h-C8qGUFeC4nYM%3A
Boże skuterów, widzisz i nie grzmisz...
Może u Ciebie nie, ale u mnie grzmiał. I to całkiem donośnie... nawet błyskał :-)
*
http://olx.pl/i2/oferta/romet-zetka-50-80-CID5-IDgwAN3.html#:50362017ca
Jak zaczynałem przygodę z jednośladami to miałem w kieszeni 1200zł i kupiłem motorower na dojazdy do pracy, bo rowerem było ciężko - mocno pod górkę. W komisie samochodowym wypatrzyłem motorower - taki prawdziwy z pedałami - Piaggio Bravo. Kupiłem go bo był tani (1200zł), sprawny i nie miał biegów - wtedy to się dla mnie liczyło. Nauczyłem się robić mieszankę i zacząłem jeździć. Opony okazało się, że pasowały od ówczesnego komara - rometa, ale rozwaloną lampę już musiałem kupić drogą oryginalną. Tak czy siak przejeździłem nim bezawaryjnie 2 lata. Nie miałem pojęcia że jest tam cvt, jakieś rolki, regulacja gaźnika - wszystko czarna magia. Lałem mieszankę i jeździłem. Bak miał pojemność 3,2 l i starczał na 2 tygodnie dojazdów do pracy. Spalał po mieście 2l /100km. W drugim sezonie zacząłem na nim robić niedalekie wycieczki - spalał wtedy 1,7 l/100km.
Przy ówczesnych cenach benzyny przejechanie 100km w trasie kosztowało koło 5zł :)
Pamiętam jak dziś wycieczkę nad jezioro Chańcza - 40 km - zatankowałem na full, dojechałem na miejsce, rozbiłem namiot i balowałem tydzień. W tym czasie mój pojazd był ulubionym środkiem transportu piwa na plażę - mięciutkie zawieszenie, duże koła i płynął po łące :) Po tygodniu zabawy i jeżdżenia na trasie namiot - plaża z piwem wróciłem 40km do domu. Sprawdziłem stan paliwa - zostało jeszcze 1/4 baku o niesamowitej pojemności przypominam 3,2 litra. Koszt transportu podczas tygodniowej zabawy to było wtedy 8zł.
Aż mi się łęzka kręci jak sobie przypomnę te czasy....
Mam podobne wspomnienia dotyczące malucha z 1977. Kupiłem go jako pierwsze kupowane za własną kasę auto (20 letnie) po gwałtownym i burzliwym opuszczeniu rodzinnego domu :-) Wydałem całe 600 pln (połowę posiadanych oszczędności), wymieniłem filtry oleje, świece i rozrząd na start. Małysz miał około 30K oryginalnego przbiegu (starszy pan trzymał w garażu od nowości i czyścił) i śmigał jak dziki bezawaryjnie i tanio kilka lat. Na nim moja żona uczyła się prowadzić, a po nabyciu wymarzonego kredensu w wersji kombi, małysza kupił jeszcze kumpel dla swojej kobiety.