No i niestety stało się. Miałem (choć już mam na nowo) cylinder Malossi sport 70. W piękną pogodę stałem na światłach. Jakiś pacan który jak teraz sądzę zrobił to nie umyślnie potrącił mnie jak stałem i pojechał dalej. Zawziąłem się aby go dogonić i wyperswadować mu jakim jest osłem i goniłem go z km na full manecie. Niestety dwa wiadukty i silnik zgasł. Kaplica. Zatarty tłok i przerysowany cylinder. Nie przyszło mi do głowy co sprawdzić a należało od razu sprawdzić czy jest smarowanie. Założyłem seryjną 50-tkę która mi została od wymiany i jade jak Bozia przykazała 45km/h i co i znowu kaplica. Wkurzyłem się co niemiara na siebie że nie sprawdziłem tego badziewia co podaje olej. A okazało się że dozownik który sprzężony jest ślimakiem z wałem niestety pogubił śruby mocujące i sobie latał luzem a co za tym idzie nie sprzęgał się i nie podawał oleju. W wyniku stresu pourazowego postanowiłem wymontować go z mojego pierdzioszka i robić mieszankę. W międzyczasie zainwestowałem 170 zł w tłok i 70 zł w szlif. Od wczoraj jeżdzę na mieszance i chodzi rewelacyjnie. Wnioski jakie napływają z mojego przypadku są takie że co 500km należy sprawdzić mocowanie dozownika o ile się go posiada. Ozzz.