Stosunek mocy do masy 125

robbo2k napisał:

Bez przesady. Każdy ogarnięty człowiek opanuje tego 10KM potwora i wie ze rumakowanie nie ma większego sensu.. Absurdem jest tez istnienie kat AM. Nie doprowadzajmy do absurdu wymagając szkolenia jak do lotu w kosmos.

np. dla tego a nie miał wiecej jak 90-110 a taka predkość na plastiku 125 to nie jest bajka nawet chińskim i tu nie zastosował przeciwskrętu bo skąd mial wiedziec co to i że trzeba
https://www.youtube.com/watch?v=--5OozQZHAg
a idąc dalej twoim tokiem myślenia to jak ktoś ma A1 to przecierz nic nie stoi na przeszkodzie aby mógł prowadzić auto takie do 80KM no bo ''Każdy ogarnięty człowiek opanuje tego 80KM potwora i wie ze rumakowanie nie ma większego sensu''

Przecież ten film pokazuje ze istnienie wymogów zostało zignorowane. Wiec niczego to nie dowidzi. Przypominam iz obecnie na kategorie AM 14latek można poruszać się samochodem nawet o wadze PÓŁ TONY.

Nie róbmy wiec zamieszania tam gdzie nie trzeba. Trzeba liberalizować dostęp do małych prostych pojazdów. Zasadniczo ogólnie bym zdelegalizował wszystkie SUVy powyżej 2 ton na kat B oraz wszystkie Diesle (a to za ekologie i wycinanie DPFow).

Zasadniczo np ułatwiłbym za to dostęp do wszystkich miejskich 50-60KM samochodzików segmentu A jako dopuszczone z kat B1 czy A.

Tak obecnie na kategorie AM 14latek może poruszać się samochodem nawet o wadze PÓŁ TONY a dlatego że zdał prawko w WODRD i niczym jego egzamin sie nie rożnił od egzaminu na A jedyną wadą jest to ze nie miał Jazd na takim pojeździe jak i posiadacz B na motocyklu 125.robbo2k naprawiam te pierdziochy i widze jakie umiejetności posiadają ludzie,połowa nie ogarnia posługiwania sie przełącznikami na kierownicy [a mają B] a druga połowa 125 kupuje bo lata to 100kmh + - prawka mieć nie musi a jest to pierwszy moto w jego życiu i często kończy sie to tym że juz w 1 tyg posiadania pierdzich ląduje u mnie bo się wysypal lub w coś przypier.....,nie jestem przeciwko nim ani tobie tylko z troski bezpieczeństwo ich [przedewszyskim swoje] jestem pzeciwko pozwoleniu na poruszanie 125 bez jakiegokolwiek przeszkolenia w jeździe,to tak jak by dać swojemu dziecku rowerek bez bocznych kole pierwszy raz w życiu i powiedzieć masz i jedź,powodzenia a nusz sie nie wyje,,e.

Statystyki wypadków nie potwierdzają obaw związanych z 125cm3
To ze uszkodzone motocykle do Ciebie trafiają nie są niczym dziwnym skoro ich sprzedaż (125cm3) jest od 2 lat większa niż wszystkich innych motocykli.

To ze podczas nauki są uszkadzane to oczywiste, tak jak uszkadzane są samochody nauki jazdy i motocykle nauki jazdy czy samochody początkujących kierowców bo powiedzmy szczerze egzaminy WORD nie maja nic wspólnego z rzeczywistością.

W egzaminach nie ma nic złego, ale egzamin powinien odsiewać beznadziejne przypadki 10-20% a reszta jeśli tylko nie zagraża bezpieczeństwu niech się uczy na drodze realiów świata. Jak kierowca czuje się slaby z koperty to poszuka innego miejsca do zaparkowania nawet jak będzie egzamin zaliczony. Jeśli kierowca samochodu nie czuje się pewnie na autostradzie jecahć 140km/h pizdzikiem 60KM którym miota wiatr za ekranów to przecież nie musi po autostradzie jeździć albo jeśli juz to z taka prędkością.

Tak samo egzamin na kat \"małe\" jak A1, AM powinien ograniczyć się do teorii \"rozumienia sytuacji na drodze\" co po części jest realizowane na egzaminie sa filmy sytuacyjne. Zas w części praktycznej powinien uwzglednic poziom przy którym motocyklista na tyle ogarnia motocykl, ze jest wstanie się nie zabić i nie wywalić. Przecież jeśli mam obawy z przeciskania się miedzy samochodami to stanę sobie na końcu .... minie trochę czasu to się będę przeciskać. Jednemu potrzeba na to 10h drugiemu 50h.

Z drugiej strony na Kat "duże" jest straszne marnowanie czasu na kursie na wykuwania ósemek, które nikomu do szczęścia nie są potrzebne. I tak fajnie ze wprowadzono hamowanie awaryjne. A zamiast slalomu i osemek przydałby się bardziej nauka i egzamin z pokonywania luku z prędkością powyżej 50km/h bo tam widac problem ktory moze zabic a nie najechanie na linie w osemce.

Chyba się z tobą nie zgodzę - w całości.
Prawko B mam od 1991 roku (robiłem jako 17 latek), prawko A zrobiłem w zeszłym roku - po sporej przerwie. Zrobiłem też kiedyś dla sportu kurs na C, ale nie było czasu dokończyć zabawy i nie przystąpiłem do egzaminu państwowego.
Kurs na kat. A nie jest głupim pomysłem. Robienie ósemek i slalom wolny również nie jest głupim pomysłem. Motocyklem (czy skuterem) nie latamy tylko po szybkich łukach. Manewrowanie ciężkim motocyklem, czy motorowerem, między samochodami, albo po prostu w ruchu miejskim, musi być bezpieczne (przewidywalne). Jak ktoś nie ma podstawowych umiejętności, to przy byle skręcie wyniesie go tam, gdzie nie chce i będzie miał szczęście, jak nie będzie nic z przeciwka.
Kilka przykładów:
1. panowie motocykliści od chopperów (poruszali się od lat bez uprawnień) na moich oczach oblewali A właśnie na ósemce - nie z powodu najechania na linię, po prostu po drugim skręcie wywalało ich w kosmos z placu, prawi esię przewracali. Nie panowali nad motocyklem, a to przecież prosty, głupi manewr.
2. slalom wolny to nic innego, jak manewrowanie między samochodami - moja codzienność, 10km korka dojazdowego do pracy. W większości na kursach uczą tego ^na małpę^ niestety - dobrze zaczniesz, to może ci się uda. Mój nauczyciel (Tomek Kulik - miał tu na Skuterowie swój miniserialik o technice jazdy) wyćwiczył mnie (na ile te kilka godzin pozwoliło) wolnej jazdy na granicy utraty równowagi z wykorzystywaniem tylnego hamulca (na stałe) i półsprzęgła. Taką techniką robisz w wolnym co chcesz i masz jeszcze czas na korekty, jak coś źle wymierzysz. Efekt jest taki, że ja między samochodami jadę wolniutko z nogami na podłodze, a koleś na 125 (węższym) którego mam przed sobą odpycha się nogami, jak dzieciak na tup-tupie. Brak podstawowych umiejętności, które daje kurs i sprawdza egzamin państwowy.
3. wykorzystanie przeciwskrętu to również podstawa, ale jak nauczyć tego kogoś, kto nie wie co to za zjawisko i go nie czuje? Teoretycznie wytłumaczyć i obserwować z samochodu jadąc za kursantem, czy się zmieści w łuku, czy nie bardzo? Ten sam nauczyciel (Tomek Kulik) przyjął nieco inną formę nauczania jazdy - jeździł ze mną jako pasażer po mieście. Czuł, czy jadąc w łuku odpowiednio używam kierownicy, potrafił mi pogłębić skręt, albo - żeby zaskoczyć i zobaczyć, czy odpowiednio reaguję - wychylić się w przeciwną stronę, utrudniając skręt, zmuszając do mocniejszej pracy. To są nieocenione wskazówki dawane na bieżąco w czasie jazdy. To samo dotyczyło redukowania biegów z międzygazem. Kilka przejazdów, jak coś źle - zamiana, Pan Tomek za kierownik, a ja jako plecak i demonstracja jak to powinno wyglądać dobrze. A potem - w czasie jazdy po mieście komentarze - teraz, dobrze, nie za szybko, za wolno, za dużo gazu, za mało gazu, teraz dobra redukcja.. ^Nie wstydzisz się? Panie patrzą...^ :-)))
4. sam egzamin nie jest paranoją. Egzaminator sprawdza dokładnie to, co powinien. Wynik, to już kwestia nastawienia egzaminującego. Może się czepiać do nieistotnych dupereli (najechanie na linię), a może - jak mój - zobaczyć, że ktoś sobie radzi i nie stwarza zagrożenia w ruchu, więc drobne potknięcia czy kilka błędów, można puścić płazem i zaliczyć egzamin.
5. dwa przykłady z wczoraj. PIERWSZY - W czasie jazdy ul. Czerniakowską od Bartyckiej w stronę Torwaru kobieta zatrzymała się na lewym pasie na światłach. Zielonych. Być może rozkojarzenie, ale dość niebezpieczne. DRUGI - jadę za nowym Hyundaiem i20, który jedzie dość dziwnie, szuka miejsca do parkowania? Nie, skręt na skrzyżowaniu w prawo i gościa wyrzuca na pas przeciwny (samochód z przeciwka hamuje z piskiem, żeby uniknąć czołowego), pan wraca na swój pas i po 30 metrach zatrzymuje się na światłach. Pełen stop. Na zielonym. Też rozkojarzenie? Czy brak podstawowych umiejętności? Wszystko, co było wyćwiczone na małpę na kursie, nie pomaga w samodzielnej jeździe, nawet zakup samochodu identycznego, jak na nauce jazdy.

Slalom wolny to symulacja tańca między studzienkami i dziurami na jezdni ;)
Slalom szybki to jak jaki pieszy, kot czy kuna wyskoczy pod koła i trzeba reagować.
Generalnie jazda motocyklem jest bardziej absorbująca niż samochodem. Dlatego opanowanie technik prowadzenia zabiera więcej czasu.
Przeciwskręt to zjawisko którego nie można się wyuczyć na pamięć jak regułki. Albo się je czuje i wykorzystuje, albo robi nieświadomie. Tak uważam.

Albo nie czuje, nie robi i jest klops jak tylko pojedzie za szybko.
*
Wsiadłem na dwa kółka (125) nieco ponad rok temu, czyli bardzo niedawno.
Popróbowałem na skuterze 125 i stwierdziłem: O, kurka, daję radę, fajnie!
Przesiadłem się na biegówkę 125 i po jakimś czasie stwierdziłem: O, kurka, daję radę, fajnie!
Ale bym chciał mocniejszy skuter.
Postanowiłem spróbować czegoś mocniejszego, skoro ogarniam i tak fajnie mi się lata na moto, to czemu nie, powinna być top formalność, przecież daję radę - i poszedłem na kurs.
Po pierwszym placu stwierdziłem: O, qrfa... nic nie umiem!

Ale brak egzaminu na 125 w niczym nie przeszkadza w doskonaleniu się na kursie. Poza tym czym innym jest jednak jazda motorowerkiem czy chińska 125, a czym innym jazda 100KM 600cm3.

Moim zdaniem powinno być tak..... pchełki łatwo dostępne (kwestia definicji pchełki) a czym większa moc i pojemność tym większe wymagania. W systemie niemieckim nie możesz zdać kat A, bez posiadania kat A2 czyli przymusza niejako do zachowania rozwoju mocy i pojemności wraz z doświadczeniem. Ale jakiś czas temu w Warszawie nie wiem jak teraz egzamin na A2 i A odbywał się na tym samym motocyklu o tej samej wadze czyli Suzuki Gladius

Absurdem jest tez zdawanie na pojazdach WORD i dotyczy wszystkich kategorii. Jeśli jestem mała i mikra kobieta to nie kupie sobie 850mm siedziska i ponad 200kg szafy.

Przykładowo dopuściłbym jazdę kat wyższa o jeden po 2 latach posiadania prawa jazdy kat niższej . Śmiem twierdzić iż ktoś 2 lata jeżdżący na AM lepiej ogarnie MOC 125cm3 A1 niz posiadacz B. Analogicznie ktoś mający A2 od 2 lat poradzi sobie lepiej z motocyklem 100KM 600cm3 niz świeżutki 24 latek.

Dlatego posiadaczom AM po skończeniu 16 lat (i co najmniej 2 lat posiadania) dałbym od reki A1 bez cudowania. Obecnie dzieciak do kat A jeśli chce isc szybka ścieżką musi co 2 lata chodzić na kurs i egzamin AM, A1, A2, A (4 kursy i egzaminy.... absurd)

Kat AM (nawet z ograniczeniem tylko do motorowerów o typie skuter jednośladowy z automatyczna skrzynia) powinna być w programie nauczania gimnazjum. Kat AM powinna być też dawanj po samym egzaminie "50zl" uproszczonym poza WORD bez "specjalnego" kursu.

Masz racje i nie masz.
Prawo jest niestety zawsze JAKIEŚ. Dla mądrych, głupich i wszystkich.
Ty ^byś dał^ bo ktoś miał dwa lata A1 tym co mieli 2 lata AM. Ale założyłeś optymistycznie że 2 lata jeździli.
Tak samo B na 125 zakłada że to czynni i przytomni użytkownicy przez kilka lat.
Ale to tylko założenia. Dziś mi idiota z rodziną na blachach DW.. staną na środkowym pasie na Wawelskiej bo usłyszał sygnał karetki. A obok pusty Buspas - karetka oczywiście poszła buspasem jak zła.. a ten debil stanął na środkowym pasie. Dojechałem i chciałem zabić, serce z krtanią wyrwać.. paczam - a tam tata, broda, bryle, dwójka z tyłu w fotelikach, kombiak załadowany na wyjazd rodzinny.
I pan który nie analizując kompletnie sytuacji na drodze, nie widząc karetki - usłyszał ją i się zatrzymał. Myśle że to nie był kierowca z rocznym stażem.
Znam kobiete która przy wzroście 160cm i wadze z 50kg jeździ burgmanem 650. Daje rade.

.
Analogicznie mój sąsiad posiadacz 500cm w Xcitingu. Prawko A od 7 lat i 0 kilometrów. Od września zeszłego roku pierwszy jednoślad. 2 dni temu pierwsza podróż z Marek do Ursusa - około 40km. Dusza na ramieniu zesrana ze strachu - sam przyznaje że nie trafia na zakrętach ale na S8 leciał 130.
Moja żona - prawko od 15 lat ( teść to wieloletni instruktor nauki jazdy - nawet moja matka u niego prawko robiła wieki temu) i 0km doświadczeń.
.
To czy jazda 60KM czy 100KM czy 200KM jest czym innym.. niby jest - ale różni się nie sama jazda tylko reakcja na manetkę - i po to masz mózg żeby wiedzieć kiedy odkręcić.
Mój kolega po przesiadce z CBR600 na 1000RR przez 2,5 mieś nie odkręcił gazu do końca z respektu przed maszyną. I ma się świetnie do dziś.
Inny gość z Night Drivers, niejaki Radek w 2008 roku ścigając się z drugim motocyklistą spowodował wypadek na ul. Piłsudskiego w Legionowie. Wyżył, była wielka akcja na forach o krew dla Radzia.. itd wylizał się prawie bez szwanku (oczywiście szwy, druty, śruby, rechabilitacja...itd). Wszyscy go klepali po pleckach bo dostał drugą szanse.
Trzy lata później w 2011 Radzio dopier...a po Puławskiej na Piaseczno Hondą Accord Type-R - oczywiście znowu się ściga, Pada deszcz ze śniegiem bo jest luty. Traci panowanie, ładuje w słup, samochód pęka na pół, dziewczyna z którą jechał ginie na miejscu a on chwile potem z powodu obrażeń. Koleś miał dobrze ponad 160 na budziku.

.
Chłopak miał 29 lat wiec nie był głupim szczeniakiem. Prawko na wszystko i doświadczenie za kołkiem. Z tej perspektywy należało mu dać zdechnąć za pierwszym razem. Społeczeństwo oszczędziło by krew, czas lekarzy i dziewczyna by zapewne żyła.
Obowiązywały go takie same przepisy jak wszystkich innych. Tylko że inni żyją a on był idiotą.

Wiec jak mówie - przepisy zawsze są JAKIEŚ. Nigdy nie są doskonałe. Dlatego na szyi trzeba nosić głowę a nie dupę.

Z robbo2k zgadzam się w jednym: nauka od małolata, stopniowo, ciągle (permanentnie na kolejne kategorie) i jak najtaniej, żeby wszyscy mogli. Czy będą jeździć, czy nie - ich sprawa, ale będą nabywali umiejętności i jakiejś wiedzy, która się przydaje, by przeżyć. Kropla drąży skałę, szkolenie przez 12 lat może spowoduje, że i na wrotkach przestaną ginąć pod kołami ciężarówek.
*
Przyznawanie kolejnej kategorii z tytułu samego posiadania od jakiegoś czasu innej kategorii... Słaby pomysł.
Rezygnacja z egzaminów - jeszcze gorszy, bo:
1. jak napisał Wombat, ludziska MAJOM, ale nie UŻYWAJOM, więc samo posiadanie o niczym nie świadczy
2. przepisy się zmieniają, warto, żeby kierowcy byli w miarę na bieżąco (skoro jest okazja ich do tego ^zachęcić^)

Zulus napisał:

Z robbo2k zgadzam się w jednym: nauka od małolata, stopniowo, ciągle...

Jestem za. W kategoriach miasta, boisk przy szkołach.. itd nawet niekoniecznie jest to problem. A jak to zrobić na wiochach gdzie boisko jest trawiaste na pochyłej górce?
Na miasteczko ruchu nie ma szans, zatrudnienie człowieka od przepisów na stałe jest bez sensu bo by miał 4 godziny tygodniowo, posterunkowy do takiej roli nieprzygotowany... więc kim? No i za co? Drużyny piłkarskie na wiochach mają problem z koszulkami w tym samym kolorze a tu by trzeba kaski, znaki, sprzęt - bo inaczej teraz nie wolno.

Bez jaj. Opowiadałem już, że z kumplem ze studiów przeprowadziliśmy małolatom kurs na kartę rowerową na koloniach w tydzień mając do dyspozycji materiały, które dostaliśmy z posterunku w Węgorzewie + tablica w świetlicy. Teraz jest lepiej - po prostu dostęp do portalu typu zdamyto.com lub pochodne, jak nie ma, to program na płycie i jakiś rzutnnik. Może w ramach ZPT? Kasa by była, a zajęcia bardziej sensowne, niż szydełkowanie :-) Faktycznie słabiej z praktyką, ale może szkoła zapewni teorię, a praktykę rodzice? Na wsi dostęp do jakichkolwiek dwóch kółek jest jednak chyba bardziej powszechny niż w mieście, a i miejsc do poćwiczenia więcej.

na rodziców bym nie liczył.
No i ja inaczej zrozumiałem to permanentne szkolenie od małego. Skoro miałeś na myśli 1 pięciodniowy (po godzinie dziennie) kursik rocznie to co innego. Ale myślę że i skuteczność żadna.
Z tym miejscem do ćwiczenia to jest inaczej jak małolaty samopas upalają skutery po wiochach w klapkach, bez kasków i po 3 na jednym - a co innego jakby to miało być w ramach jakichś ćwiczeń. W pierwszym przypadku wszyscy udają że nie widzą bo dzieciaki nie marudzą i czasu nie absorbują aż się komuś kuku duże nie stanie. W drugim to wymaga zaplecza i kogoś kto za to odpowiada.
A powiem szczerze że po tym co widziałem pod kielcami jak byliśmy na wywczasach - to ja bym za to odpowiedzialności nie brał.
.
btw, a ty domu nie budujesz dziś?

Nie, nie to miałem na myśli. Dałem przykład, że się da - jak się chce - z minimalnym zapleczem. Ale jestem wszystkimi kończynami za zastąpieniem takiego czegoś jak ZPT przez rodzaj wychowania komunikacyjnego połączonego z pierwszą pomocą/ratownictwem. Będzie etat dla prowadzącego i kasa na pracownię.
Można też próbować wykorzystać pracownię informatyczną, bo również raczej jest, a testy są również w wersjach free na komórki. Można się tym bawić na wiele sposobów.

+ programy nauczania, decyzja ministerstwa oświaty.. a przecież teraz bedzie kolejna zmiana z gimnazjów na cośtam - i nikt nie ma na to czasu.
Tzn sam w sobie pomysł jest dobry, idea szczytna. Tylko że nie sądzę że realny do zrealizowania w naszych realiach.
Ja pamiętam że jak byłem w szkole średniej to kierunek Kierowca-mechanik miał normalnie przedmiot pt: przepisy ruchu drogowego i szkołę kończył z prawem jazdy niejako obligatoryjnie - a pokrewne kierunki mogły jeżeli chciały (i technikum i zawodówka). I było to za darmoche lub za groszę.
To był koniec tych czasów kiedy egzaminy zdawało się lokalnie w ośrodkach szkolenia.
Kiedy ja dobijałem do 18tki to przepisy się zmieniły. Moi koledzy z poczatku roku robili prawko jeszcze w szkole a mnie już obowiązywał WORD.
Automatycznie skończył się przedmiot w szkole bo stracił sens a zaplecze w szkole zostało sprywatyzowane i stało się jakimś kolejnym OSK

Ale może wróci ;-)
Jak nam się w wojsku na unitarce nudziło i zgłosiliśmy dowódcy jednostki, że może by nas na C wysłał bo my już stare konie i spora część z kat.B, to nas pan pułkownik wyśmiał, że się kotom szkoleń zachciało. A potem był płacz, że nie ma w jednostce kierowców ciężarówek. Jak mnie przepisywali do rezerwy, to w WKU też był płacz. Banda baranów...