no tak jakby :)
Widzisz, a ja mam zupełnie odwrotnie. Jak szczenażeria nie zna polskiego i nie umie pisać, to trudno - głąby, Bóg tak chciał, a kocha wszystkie stworzenia swoje, te nie bardzo też.
Ale jak mi pajac pisze Rosja z wielkiej, a Polska z małej, to to już nie jest niewiedza, tylko coś, czego opisać nie mogę, bo ban wisi w powietrzu. Jestem człowieczkiem, który nie akceptuje palenia flagi swojego kraju na znak protestu, niezależnie od pochodzenia aktualnie zarządzających tym kramem. Tak mam.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Ale doświadczenie podpowiada mi że na nauczenie właściwej nazwy jest jakaś szansa a na wpojenie zasad pisowni w zasadzie nie ma żadnej.
Dodatkowo "zawodowo" (forma zboczenia zawodowego) wiem jak upierdliwe bywa uzyskanie wielkiej litery w środku zdania na różnych urządzeniach - wiec do wielkości znaków przywiązuje małe znaczenie. "Jechanie" całej treści małymi literkami jest raczej normą i tego nie zauważam skupiając się raczej na treści.
Tak... zgadzam się... można nie kochać aktualnie rządzących, ale Polska... to co innego... takich głąbów, to gnębiłbym, ażby się tego nauczyli...
+++
Z Tobą Wombacie się tu niestety nie zgodzę... z tłumaczeniem głupoty dysleksjami, dysgrafiami i ^problemem z techniką pisania^ doszliśmy do ściany... Niechlujstwa nie ma co popierać...
tłumaczenie lenistwa (i dzieci i rodziców) różnymi dys-różnymi to jedno a sposób pisania (czy też szerzej - używania klawiatury) to drugie.
W świecie programistów w zasadzie wszystko jest małymi. W świecie księgowych/kadrowych/urzędowych "CAPS LOCK" to podstawowy klawisz. 99% systemów tego typu pozwala pisać tylko wielkimi literami w formularzach (odróżnianie małego "EL" od dużego "i"). Baby księgujące nagminnie "ustalają" hasła z wciśniętym capslock a po restarcie chcą się logować natychmiast w nowe miejsce (a że jeszcze nie włączyły swojego programu to nie włączyły też caps'a) i są dramaty bo hasło wpisane przed chwilą i potwierdzone - nie działa.
Oczywiście systemy gdzie piszesz i zapamiętuje małe a widzisz wielkie (bo tak wyświetla) i próba porównania/zestawienia/sparwowania tak wprowadzonych pól z innym systemem gdzie wpisuje i zapamiętuje tylko wielkie - to też norma. JAN KOWALSKI to nie jest ten sam Jan Kowalski z innego programu.. choć to ten sam J. Kowalski w obu przypadkach - typowe.
Bycie "case sensitive" to specjalny rodzaj uwagi - opcjonalny, niekoniecznie niezbędny, czasem wręcz nieporządany. Jak zaczynam pisać to zaczynam z małej. Potem - po pierwszym końcu zdanie już naturalnie trzymam sie kropek i wielkich liter. Ale nie będę się specjalnie wracał na początek zdania żeby zmienić znak. Praktycznie autokorekty mam wyłączone - nawet w wordzie. Bo jest prawdopodobieństwo że wklejając do tabeli w dokumentacji hasło pisane małymi Word podmieni pierwsze litery na wielkie albo jeżeli dwie pierwsze są wielkie to drugą z nich skoryguje na małą. Na taką okoliczność warto wymyślać hasła zaczynające się od cyfr
U mnie to zboczenie zawodowe. Niechlujstwo nabyte :). Ale dlatego forma mnie nie razi. Tylko treść. Ta musi być czytelna.
Jan Kowalski
Jan Kowalski
Jan Kowalski
jan kowalski
Jan KOWALSKI
itd
*
Dla typowego użytkownika wszystkie powyżej to jedna osoba :)
Jestem w stanie zrozumieć (i wybaczyć) różne zboczenia zawodowe, językowe lapsusy, potknięcia i poślizgi... Tylko, że u mnie treść towarzyszy formie... Napisanie imienia z małej litery, zaimka osobowego z małej litery, błędy w imieniu, lub nazwisku, to takie killerowskie ^mam Cię w dupie^... i zasadniczo nic tego nie tłumaczy. Z zasady nie przypisuję ludziom z góry złych intencji... ale ich w ten sposób oceniam i dając drugą szansę niespecjalnie wybaczam kolejne wpadki... Prawda jest też taka, że współczesne różne edytory czynią wiele, żeby utrudnić nasze życie i zrobić je bardziej skomplikowanym... Autopoprawianie raz działa tak, raz inaczej, albo dla odmiany nie działa w ogóle... Nie jest łatwo...
To wszystko przez Billa Gatesa... ;)))
ale w emailach piesz imiona i nazwiska z małej i Cię (paczaj jak sie staram:) ) to nie razi - bo wiesz że to kanon i tak jest. Uznajesz.
Analogicznie forma "na ty" w necie.
Książce bym nie wybaczył. To ma korektę, erratę. Internetom wybaczam.
No dobrze... starasz się... ;)))
Kanon rozumiem, ale i nie zawsze się z nim godzę... jak na przykład niekiedy pisanie bez polskich znaków diakrytycznych... Każdy język w ten sposób można doprowadzić do upadku... Koniec końców to trochę tak jak z tą nieszczęsną ^kopką^... prof. Miodek nazwałby to ^żywą formą fleksyjną^... a prawda jest taka, że jak nikt nie będzie zwracał na to uwagi... to tak zostanie... ;)))
Ja natomiast nie lubię jak ktoś pisze swoje wypociny jednym ciągiem bez znaków przestankowych czy chociażby przeniesienia do nowej linii celem podniesienia czytelności tekstu co kończy się tym że tekst wygląda jak wlany do ramki i sugeruje czytanie go na jednym wdechu bez rozdzielenia wypowiedzi na poszczególne etapy co mnie osobiście kojarzy się z podaniem komuś przykładowego kebaba w bułce tyle że bułkę warzywa i mięso dostajesz osobno w dodatku niepokrojone.
No, niezły w tym jesteś... :)))
tak, język równa dół - upraszcza się bo ludzie się upraszczają (delikatnie rzecz ujmując). Błąd powielony milion razy i utrwalony w mowie potocznej stanie sie standardem i trafi w końcu do słownika jako forma najpierw dopuszczalna a z czasem - poprawna.
Zjawisko narosło (i wiele błędów na tym "skorzystało") kiedy nam się świat otworzył na elektronikę i zaistniała masa pojęć po angielsku związana z nowymi dziedzinami. Powstała "nowomowa Corpo" i zamiast grupy docelowej pojawił się target i targetowanie, zmenadżowanie czegoś. Do dziś nie przeskoczono tłumaczenia słowa "intefrace". Po wielu bojach na wylansowanie słowa sprzęg lub złącze (które nie oddawały znaczenia) powstało slangowe "międzymordzie" - które sie nie przyjęło z powodów estetycznych i w końcu pojawiło się słowo interfejs pisane całkiem po polsku. Nie dało się inaczej.
I niby można to tłumaczyć praktycznością ale tak naprawdę to lenistwo. Polskie określenie wydają się nam śmieszne a angielskie takie profesjonalne. Angielski (amerykański) jest pełen skrótów/skrótowców, mały zasób słów pozwala na łatwe "zmatematyzowanie" zasad językowych - stąd np interfejs głosowy Cortana z Windows 10 jest po angielsku a po polsku nie.
A z kolei niemiaszki (z tej samej grupy językowej germańskiej co angielski) tłumaczą wszystko na swoje nawet jak to powoduje kilometrowe wyrazy. I wcale im sie to nie wydaje śmieszne.
Kopniak nam brzmi przaśnie, archaicznie, TAK PO POLSKU.. bleee. Kopniak to miały WSki.. kopniak jest passe...Wiec zamiast sensownie powszechnie przyswoić angielski Kickstarter - co by nawet było sensowne, szybkie, jednoznaczne... "nasi" se wymyślili "kopkę". Brawo za wkład w tworzeniu nowych znaczeń. tylko po co?
A ja nadal uważam, że to nie był błąd, ani kanon pisowni w necie, tylko zamierzone upodlenie własnego kraju, a tego nie lubię (na resztę leję).
ja nie uważam bo nie zauważam :). Kopkę zauważam.
Ale jak WOMBAT napiszę drukowanymi, też zauważysz, a nawet Cię to ruszy.
Czyli jednak wielkość, nawet w necie, ma znaczenie :-)
Wombacie drogi! Cenię Cię za profesjonalizm, ale niestety w tym przypadku, gdy ktoś pisze nazwę Ojczyzny z małej litery, a nazwę wielkiego sąsiada z dużej, bronisz sprawy przegranej... O ^kopce^ vel ^kikstarterze^ możemy sobie dyskutować do upadłego i nawet mogę się z Tobą zgodzić... ;)))
Zulus napisał:
Ale jak WOMBAT napiszę drukowanymi, też zauważysz, a nawet Cię to ruszy.
No właśnie nie bardzo. I to przy całym moim szacunku do słowa pisanego i książki. Matka m.in. nauczyciel-bibliotekarz, cała pozostała żeńska część rodziny to wykładowcy na uczelniach wyższych na kierunkach humanistycznych. Jesteśmy jedynym przypadkiem który znam że budując dom planował wzmacnianie stropy i ściany nie pod wanną a pod biblioteką - bo u mnie w domu osiem 2-metrowych półek z książkami to dopiero początek skromnego księgozbioru. Ja w pierwszej klasie to miałem już przeczytane lektury z trzeciej - i to z własnej woli.. itd.
u nas było tak że jadąc na wakacje na jezioro do jakiejś wiochy rejestrowaliśmy sie w jakiejś gminnej bibliotece, wpłacaliśmy kaucje i "się czytało" nawet na wakacjach.
Ja mam teraz tak że stronę w książce czytam kilka sekund.. już nawet nie zdaniami tylko po prawie pół strony "na raz". A to powoduje że inaczej patrzysz na formę a skupiasz się na treści.
Ale jakoś Cię uwierało, jak tak pisałem?
Też umiem szybko czytać, nawet taki kurs przeszedłem w ogólniaku, ale to tylko w razie konieczności (np. ^Chłopi^ na jutro). Takie zapoznawanie się z treścią nie sprawia mi żadnej przyjemności, a czytanie, to dla mnie relaks i przyjemność, z dłuższymi przerwami po kilku stronach, na przemyślenie treści i zaprzyjaźnienie się z nią.
Szybkie czytanie to jedno, a forma i pewna ^przyzwoitość^ to drugie. Gdyby zejść do poziomu tak zwanego zwykłego języka, to bluzgi by latały po kilka w zdaniu. Jednak z tym walczymy, bo tak nakazuje nam ^przyzwoitość^ i elementarny szacunek dla adwersarza. Czy nie przeczytałbyś i zrozumiał sensu zdania z tymi partykułami?
+++
Btw. Bardzo ubawił mnie ten test w którym wnętrze wyrazów zastępowane jest losowymi literami, a tekst jest nadal bez problemu do zrozumienia... to w sumie istota szybkiego czytania...
Ale ja czytam szybko bo tak czytam - kiedy czytam dla przyjemności. Szybkie czytanie z % zrozumienia to zupełnie inna bajka. Nigdy nie ćwiczyłem bo nie musiałem :)
Ja się zgadzam z tym co piszesz - bo masz rację. Natomiast piszę czemu ja nie zauważam. Tak jak lekarze się dystansują od prostych złamań choć klient umiera z bólu (a wiadomo że nic mu nie będzie) i zdają sobie z tego sprawę. Forma znieczulicy tylko na innym polu.